wydawnictwo: Amber
data wydania: 1998 (data przybliżona)
wersja: papierowa, posiadam
oprawa: miękka, lakierowana
ISBN: 83-7169-654-X
cena z okładki: -
tytuł oryginalny: A Matter of Choice
Nora Roberts znana jest mi głównie jako autorka romansów kryminalnych. Zarówno jej ekranizacje, jak i książki zwykle cechuje ten sam motyw: kryminalna zagadka do rozwiązania przez głównego bohatera płci dowolnej plus w tle ognisty romans ze zwykle, happy endem. Nie inaczej było w "Kwestii wyboru" - lekkie, ale całkiem sympatyczne romansidło, które dosłownie wchłonęłam w jedno popołudnie. Rozkoszny odmóżdżacz.
Ona jest piękna i bogata. Do tego prowadzi salon z antykami. I jest dumna z tego, że do wszystkiego doszła własnymi dłońmi, bez pomocy "bogatego tatusia" - sama sprowadza z Europy kolejne cudeńka i je sprzedaje, mając jednocześnie kilku całkiem majętnych i stałych klientów. On jest policjantem z zacięciem do pisania. Los chce, że będzie się bawił w jej ochroniarza, udając własnie pisarza. Przykrywka idealna, a do tego on w końcu zakończy swoją książkę i jednocześnie karierę gliny. Złośliwy los jeszcze bardziej postanawia komplikować obojgu życie: nie dość, że handlarz brylantami zdecydowanie kręci się za blisko Jessicy, to jeszcze James zdecydowanie nie może oprzeć się urokowi drobnej ale przedsiębiorczej blondynki... Problem jest jednak jeden: ona nie może wiedzieć, że on jest jej "aniołem stróżem"...
Fabuła jest prosta jak budowa cepa. Jest ona, jest on, jest romans. mamy kłótnię kochanków, mamy zagrożenie i wielki powrót z happy endem. Nie znalazłam tu niczego odkrywczego i zaskakującego; ot po prostu lekkie, wieczorne czytadełko. Jedyny plus całości to chyba fakt, że całość wchłania się błyskawicznie... Z góry wiadomo, co się wydarzy, nie ma tu niczego odkrywczego i zaskakującego. Jedyne, co mnie nieco zaskoczyło chyba tylko, to handlarz brylantami... Tu faktycznie, zrobiło się interesująco, jednak tylko z samą jego personą, bo polowanie na niego... już nie było takie ciekawe. Nie mniej, mimo iż pani Robets pisze dość schematycznie i to pozycja jest całkiem znośna. Banalnie i prosto, żeby nie powiedzieć, że wręcz naiwnie prowadzona historia miłosna z kryminalnym wątkiem w tle. I chyba w zasadzie ten wątek kryminalny najmocniej trzymał mnie przy czytaniu. Bo sam romans... Nie.
W całokształcie jednak, jest dobrze. lekki, prosty styl, tłumacz również spisał się na medal. Czego chcieć więcej? Jeśli spojrzymy na objętość pozycji - to w zasadzie nie wymaga się niczego. Ot, plusik, zwłaszcza, że można wyłączyć myślenie przez większość fabuły. Jasne, nieco trzeba było się wysilić przy poznaniu szefa grupy przestępczej, i choć nie pomyliłam się w podejrzeniach - nieco to zajęło, by rozwiązać całą zagadkę. Jest dobrze.
Postacie... Nie ma co ukrywać. Postacie są typowe, sztampowe i niemal papierowe. Ona jest bogata i piękna jak z okładki jurnala, on jest bystry i przystojny i gardzi swoją pracą, ale nie może z niej zrezygnować, bo szlachetnie dba o rodzinę. Ona ma jeszcze "przyjaciela", który usilnie próbuje się do niej zbliżyć - friendzone bardzo silnie, zanim to było modne ;) Niestety, w tej prostej historii postacie mocno cierpią na głębi. Są schematyczne i jak pisałam na początku tego akapitu - niemal papierowe. Błyskawicznie wiadomo, kto jest kim i jaki ma charakter. Szkoda. Lubię, jak bohaterowie mają jakąś głębię i wyraźnie się rysują na kartach powieści: tu nie było niczego takiego. Trochę to mnie bolało. Nie można mieć wszystkiego!
Okładka... ta nie zrobiła na mnie kompletnie żadnego wrażenia. Ona po prostu... była. Z wyraźnym dopiskiem "Prezent dla Ciebie od Pani Domu" - czyli do gazety, która kiedyś była całkiem popularna (teraz nie wiem, nie kupuję w ogóle gazet...) i skierowana wyłącznie do kobiet. A poza tym, nie wiem, co róża w złotej ramce ma do tytułu - chyba grafik płakał, jak projektował po prostu... ;)
Podsumowując: "Kwestia wyboru" to prosty romans z kryminalną nutą dla mało wymagającego czytelnika. Nie powala na kolana, nie zaskakuje, jednak czyta się szybko i dobrze. W sam raz na "zapchanie wieczoru" pod kocem i z kubkiem herbaty w dłoni... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz