Gwiazdek: 4
Autor: Kristy Boyce
Tłumaczenie: Monika Skowron
Wydawnictwo: W.A.B.
Data polskiego wydania: 12 lutego 2025
Data oryginalnego wydania: 09 stycznia 2024
Cykl / seria: Dungeons and Drama (tom 1)
Kategoria: literatura młodzieżowa
Stron: 384
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788383874043
Język: polski
Cena z okładki: 49,99 zł
Tytuł oryginalny: Dungeons and Drama
Data polskiego wydania: 12 lutego 2025
Data oryginalnego wydania: 09 stycznia 2024
Cykl / seria: Dungeons and Drama (tom 1)
Kategoria: literatura młodzieżowa
Stron: 384
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 9788383874043
Język: polski
Cena z okładki: 49,99 zł
Tytuł oryginalny: Dungeons and Drama
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Kiedy w tytule pojawia się COKOLWIEK z uniwersum "Dungeon and Dragons" to wiadomo, stawiam uszy do pionu i dostaję ślinotoku. Nie jest to żadna tajemnica. A jeśli jeszcze RPG przewija się w fabule, kiedy staje się rodzajem osi... wskakuję na główkę, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. I tak było w tym wypadku. Skoczyłam na główkę, bez zastanowienia, i... trafiłam na beton. Pani autorka ledwie liznęła temat, najpewniej po obejrzeniu "Stranger Things" i z poważnego zajęcia, jakim jest RPG, zrobiła bardzo kiepską pokazówkę, jak to "biali mężczyźni w różnym wieku" zbierają się i grają, przy okazji śliniąc do kobiet, jeśli te w ogóle odważą się pokazać w okolicy. A poza tym, nerdy to urocze cynamonowe bułeczki, na które jednak warto zwrócić uwagę, jeśli nie przejmiemy się faktem, że ich włosy potrzebują fryzjera, noszą niedopasowane spodnie i koszulki z dziwnymi nadrukami. Logiczne, prawda? No. To co? Ja zamieniam się w czerwonego smoka, a autorka w gracza 1 poziomu...
_________________________________________________________
Riley ma naście lat, chodzi do liceum i właśnie została uziemiona przez swoją głupotę. Głupotę, która wyjaśnia miłością do musicali - co jest BARDZO-WAŻNE-DLA-FABUŁY. Tak to ważne, że zasłania jej zdrowy rozsądek, więc poznajemy ją w chwili, kiedy zostaje wymierzona jej kara. Dwa miesiące pracy w sklepie jej ojca. I to nie byle jakim, ale sklepie z grami. Nasze heroina nieszczęśliwa jak cholera przełyka gorzka pigułkę, pojawia się w sklepie, i zaczyna się akcja, w której postanawia namówić swojego kolegę ze szkoły na udawanie jej chłopaka, bo jej były ją wkurzył. Logiczne, prawda? A ponieważ to jest bardzo logiczne, dołącza do ekipy grającej w D&D, i wszystkich zachwyca umiejętnością śpiewu. Do drużyny wciąga swoją przyjaciółkę, w międzyczasie zakochuje się w Nathanie, Hoshiko zakochuje się w Lucasie, mamy bal absolwentów, na którym wszystko sie pięknie układa, a Riley ratuje szkolny musical przed upadkiem. I żyjemy długo i szczęśliwie, a w posłowiu można założyć, iż autorka pisze o samej sobie. Ugh. Jak ja nie cierpię Smerfów! młodzieżówek z tak głupimi fabułami!
Ta książka jest skierowana stricte pod nastoletnich czytelników. Mamy tu typowe dla tej grupy odbiorczej problemy, dramaty i historie, więc... no nie, mnie nie kupiło żadną miarą cokolwiek tu. Narracja pierwszoosobowa, mdła i nijaka. Słodka, urocza, pierdząca truskawkami.
"Dungeon and drama" skusiło mnie właśnie otoczką RPG, wspomnieniem "Dungeon and Dragons", więc miałam potężną dawkę oczekiwań. Te jednak rozbiły się na płasko po tym, jak skończyłam ten naprawdę słabiutki romans dla młodzieży. Tak, wiem, czego ja oczekuję, to książka dla młodzieży w końcu i to widać. Nastoletni bohaterowie, nastoletnie dramaty, pierwsze miłości, pierwsze randki, szlabany... sęk w tym, że po prostu mi tu nic nie gra. Nastoletni bohaterowie napisani są w deseń typowo serialowych nastolatków, są płascy i nijacy, nie odróżniam ich od siebie, nie mają praktycznie żadnej osobowości i charakterystycznych cech - Riley nosi się barwnie i ekstrawagancko, Nathan ma czarne oprawki okularów, a Hoshiko codziennie ma inne warkoczyki, tyle. To, co teoretycznie warto tu zaznaczyć - i nie, nie mówię JESZCZE o D&D - konflikt na linii ojciec-córka, niezrozumienie się, rozstanie rodziców - to wszystko spłycono tak strasznie, że w zasadzie mogłoby nie istnieć. Bardziej bawiło mnie to, że Nathan wie więcej o ojcu dziewczyny, niż ona sama. Ważne jest za to wspominanie co dwa akapity, jak to Riley ma obsesję na punkcie musicali, i to one są najważniejsze. Jakbym miała wypisać wszystkich tytuły, to wyszłaby pokaźna lista, która... kompletnie mnie nie interesuje! Tak samo, jak średnio interesowały mnie jej przygody w liceum, zwłaszcza fragmenty właśnie powiązane z musicalami i ten dramat, że szkoła rezygnuje, że ona nie może iść na bal absolwentów... No i? Nie wiem, wyrosłam chyba z takich dramatów, z takich "problemów" nastolatków. W sumie, dopiero po przeczytaniu całości doszłam do skrzydełka, gdzie autorka przyznaje się, że choć wykłada teraz na uniwersytecie, pomysł na książkę przyszedł jej w liceum - i to widać. Licealnie, nijako, przewidywalnie i nudno.
Riley skupia się na musicalach, na organizacji musicali, na reżyserowaniu musicali, na wyborze sukienki na bal absolwentów, na musicalach. A w międzyczasie zakochuje się w Nathanie, o którym jako czytelnicy wiemy zaskakująco mało, bo i po co nam wiedzieć więcej. Wystarczy, że Nathan ma początkowo pełnić rolę fałszywego chłopaka, co i jemu jest na rękę, bo chce zdobyć Sophię, kapryśną postać, pojawiającą się tylko po to, żeby wkurzać, ale przecież to romans dla nastolatków, więc wiadomo, że się w sobie zakochają. A w międzyczasie, jakże romantycznie, zakochają się w sobie jej przyjaciółka i jego kumpel, choć wcześniej nie wiedzieli, że istnieją. Logiczne!
Ale chyba najwięcej zastrzeżeń mam do D&D, do tego, jak jest to opisywane i pokazywane. Żeby nie było - tak, jestem graczem, tak, zęby zjadłam na sesjach, nie zliczę nieprzespanych nocy i zarwanych popołudni na sesje. I choć nie pamiętam swoich początków, bo to było całe lata świetlne stąd, to sposób, w jaki autorka pokazuje tu kampanię, tworzenie postaci... No nie! NIE! To nie tak, że siadasz, dostajesz kartkę z tabelkami i po 5 minutach masz postać, a kampania prowadzona jest jak bajka dla dzieci. No i postać barbarzyńcy nie jest "charyzmatycznym i umie się skradać" - to nie grog z Vox Machiny, choć mam wrażenie, że akurat ta kampania Critical Rolle odegrała tu niemało do powiedzenia jako inspiracją (tak, Scanlan też...). Akurat wątki pojawiające się w książce związane ze sklepem czy z samą grą interesowały mnie najbardziej, a były najmocniej spłycone. Dlaczego? A tak, bo w posłowiu autorka napisała, że w liceum sama dołączyła do grupki grającej w D&D, a potem poślubiła jednego z graczy. No super, wymieniamy dzięki temu Pathfindera, Pokemony, Warhammera (ale nie wiemy, jakiego, czy klasykę, czy 40K) i Magic (The Gatering, ale po co dodawać pełen tytuł, prawda? Prościej określić to jako "karty"). Temat, który mógłby grać potężne skrzypce i pozwolić nowym ludziom odkryć naprawdę świetne hobby spłycono tu do łyżki z wodą.
A, i gratulacje dla tłumaczki, widać, że w sprawach gier jest pani totalnie nieogarnięta tematycznie. Chyba najbardziej rzucałam książką w chwili, kiedy opisywano kości do gry, i zamiast "k20" na przykład, czyli "kostki 20-ściennej", co na naszym rynku i języku jest w pełni zrozumiałe, było "d20", czyli dosłowne przepisanie "dice 20". Planszówki, czy karcianki też potraktowano w tłumaczeniu bardzo po macoszemu. Wydawnictwo też się nie popisało - bardzo grube karki, przepotężna interlinia i gruba czcionka napompowały książkę po korek. Spokojnie byłaby to 200-stronicowa historyjka, ale przecież, słodka i barwna okładka przyciągają uwagę, więc...
Postacie są płaskie i nijakie. krzykliwe stroje Riley, ciemne stroje Nathana, wieczne podkreślanie, że dana postać jest rasy białej... po co? Zbędne zabiegi, zbędne wrzucanie postaci w fabułę tylko wówczas, kiedy autorce jest to na rękę i wygodnie. najlepszym tego przykładem jest właśnie postać Sophii, opisanej wyjątkowo antypatycznie - czytelnik od razu ma wiedzieć, że ma jej nie lubić zgodnie z główną bohaterką. Kurtyna. Ojciec jest fajnym geekiem, którego lubią wszyscy, matka wziętą projektantką, która nie ma czasu, ale za to ubiera się gustownie. Nie ukrywam, bardzo mi to przeszkadzało, jak ten świat jest tu spłycony i opisany. za to gracze D&D to w oczach bohaterki cynamonowe bułeczki, typ bohaterów słodkich, nieśmiałych, ale umiejących walczyć o swoje, jak trzeba. Serio? Ja chyba obracałam się w innym towarzystwie i wcale nie zachowałam przyjaźni z tymi "słodkimi typami", tylko z tymi, którzy potrafili być naprawdę zaskakujący, brutalni i przerażający, kiedy odtwarzali swe role... Ok, to ja.
"Dungeons and drama" z pewnością przypadnie do gustu młodym czytelniczkom, szukającym słodkiego, nastoletniego romansu, nieposzukujących czegoś ambitnego i wymagającego. Mnie samej przeczytanie tej pozycji zajęło ledwie kilka godzin, więc tak, można powiedzieć, że to takie comfort reading, ale nie dla wszystkich. Na pewno nie jest to pozycja dla osób, które nie lubią płytkich, nijakich i miałkich fabuł, nijakich postaci. Nie przepadających za nastoletnimi dramami, problemami i serialami amerykańskimi rozgrywającymi się w takim środowisku, cukierkowo-bezpiecznym, układającym się idealnie. Za to dobra to będzie książka dla romantyczek, fanek fake dating i słodyczy bolącej w zęby...
Czy sięgnę po tą pozycję znów? Nie. Nie tylko dlatego, że po prostu wściekła jestem na spłycenie RPG tutaj, ale też i z racji nijakiego warsztatu, sposobu prowadzenia narracji i postaci, które kompletnie mnie nie kupiły. A co gorsza - zdecydowanie odrzuciło mnie od musicali, choć bardzo chciałam sobie odkurzyć "Upiora Opery" Webbera. Dzięki, autorko!
A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;) A przy okazji, możecie postawić mi kawę jak się podobało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz