KiB w sieci

sobota, 18 maja 2024

32/2024 (252) - Jay Kristoff, Cesarstwo Potępionych

Gwiazdek: 8

Wydawnictwo: Mag
Data polskiego wydania: 15 maja 2024
Data oryginalnego wydania: 29 luty 2024
Cykl / seria: Wampirze cesarstwo (tom 2)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 864
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: twarda
ISBN: 9788368069037
Język: polski
Cena z okładki: 69 zł
Tytuł oryginalny: Empire of the Damned

W końcu! Mam i ja! To była jedna z pierwszych myśli, kiedy dostałam w swoje łapki długo wyczekiwaną przeze mnie pozycję. Nie czekałam, tylko zerwałam folię i zagłębiłam się w lekturze, mocno zaintrygowana rozwojem sytuacji, którą pamiętałam z pierwszego tomu. Z rozkoszą więc zasiadłam w fotelu, z kawką.... i nawet nie zauważyłam, kiedy wchłonęłam tą cegiełkę nosem, na przemian śmiejąc się i wzruszając. Oj, panie Kristoff, za niektóre wydarzenia to się powinnam mocno na pana pogniewać! Co nie zmienia faktu, że wyczekuję tomu trzeciego. Już, teraz, zaraz, najlepiej natychmiast... Jest mrocznie, krwawo, ale z nadzieją... Mlem! W tej opinie postaram się omijać spojlery, więc spokojnie. 

_________________________________________________________________________________

Gabriel de Leone powraca, by opowiadać nam swoje losy. Snuje leniwą historię opuszczenia swych braci, historię tego, co wydarzyło się po rzezi, kierowany pragnieniem ratowania Graala. Świadom swoich uczynków, ucieka, poszukując możliwości ratunku. Towarzyszy mu w wyprawie Celene, przerażająca nie tylko z wyglądu wampirzyca w czerwieni. Ale nie tylko, na swej drodze Gabriel spotyka też kilkoro starych znajomych... Rozdarty między potrzebą znalezienia schronienia a ucieczką, podejmuje głupie decyzje, za które przychodzi mu dość drogo zapłacić. W tym wszystkim jednak znajduje się błysk nadziei - jakiej, nie zdradzę, bo byłby to paskudny spojler. Dość jednak powiedzieć, że wszystkie drogi prowadzą do konkretnego celu, jakim jest Dun Maergenn, Wilcze Kowadło. To tutaj ostatecznie zaczyna się najważniejsza z dotychczasowych bitew, choć nikt nie przypuszczał, że tak właśnie sprawy przyjmą zaskakujący obrót, a wampiry pokażą, jak bardzo nie cenią niczego i nikogo, poza sobą samymi.

Działo się, oj działo w tym tomie bardzo dużo. Akcja pędzi zawrotnie, ale tym razem już nie poznajemy historii Gabriela, jego roli w zakonie. Tym razem poznajemy losy jego wędrówki z Dior. Towarzyszymy im w trudach tej podróży, w zawiejach i zamieciach, w walkach i decyzjach, które prowadzą, gdzie prowadzą. Czy spodziewałam się tego? Nie. Zupełnie. Z drugiej jednak strony miałam dzięki temu okazję poznać historię świata przedstawionego, zrozumieć jego naturę i konflikty, jakimi targane są tu postacie. Zaskoczyło mnie mocno też wyjaśnienie, skąd wzięły się wampiry i dlaczego tylko cztery ich rody są powszechnie znane, a to... za sprawą Celene, która momentami przejmuje głos narratora w tej powieści, konfundując tym samym i czytelnika i Jeana-Francisa. Dobra, mnie momentami konfundowała, ale historyka przerażała. Ciekawe! Do tego w końcu poznałam nieco więcej informacji odnośnie tajemniczych tancerzy zmierzchu - pojawienie się tych postaci na kartach powieści odgrywa bardzo istotną rolę. I choć momentami miałam wrażenie nieco za dużej fantastyki w fantastyce (niedźwiedź), to w całokształcie było nieźle. O tak, tancerze zmierzchu i wampiry okazały się tu bardzo nieoczekiwanym miksem...

Jest mroczno, krwawo i brutalnie. Oj bardzo. Posiadacze delikatnych żołądków będą czuć się co najmniej niekomfortowo na niektórych fragmentach, zwłaszcza w Dun Maergenn. Ale książka nie szczędzi nam brutalności. Nie tylko ze strony wampirów, które zdają się czerpać z tego przyjemność, rozrywkę jako jedyne, co mają w nieśmiertelnym życiu, ale i ze strony Gabriela. Autor nie boi się postaci ranić, krzywdzić, sprawiać, że będą balansować na granicach życia i śmierci, podejmować wątpliwie moralne decyzje. Choć przyznam, że miałam zgrzyt zwłaszcza przy postaci Lachlana. Jego zachowania nijak nie potrafiłam wyjaśnić. Bardzo za to podobało mi się wyjaśnienie innych wątków, wprowadzenie postaci, które zdrowo mieszały (Szczęśliwe Zakończenie! O tak, to był wątek!). Przyznaję, że finał totalnie wbił mnie w fotel i zostawił z poranionym serduszkiem. Ale poza tymi niepokojącymi, mrocznymi scenami znalazło się też miejsce na nieco humoru (BAM! - kto czytał, ten pewnie też zdrowo parsknął w tym momencie), rozważania na temat żałoby i przyszłości. Na szczęście, mniej tu było Gabriela - który mimo wszystko działał mi momentami na uzębienie byciem "panem idealnym", a w zamian wchodziłą Celene, która opowiadała historię z własnego punktu widzenia. I choć ona też lubuje się w kwiecistości, to jednak jakby.... mniej? 

Pojawiają się tu wątki homoseksualne - jeśli kogoś to razi, musi przeżyć ów fakt. Dla mnie, mogłoby zostać to pominięte, mam wrażenie, że trochę na siłę było to wciskane, podobnie jak sceny erotyczne z Gabrielem, i choć wnosiły trochę i humoru i zmian w wydarzeniach, to jednak... Obyłabym się bez nich, o.

Postacie... co tu dużo mówić. Gabriela nie lubię dalej, Celene jest intrygująca i chętnie poznam ją bliżej, zwłaszcza, że ma spora wiedzę o wampirach. Kristoff tworzy bohaterów całkiem solidnych, w których można wierzyć, choć trafiają się potknięcia na drugoplanowcach.  Ci często byli nijacy i płascy, choć mieli wprowadzać dynamikę - brakowało mi wiary w to, że mogą istnieć i żyć. Bardzo duży był to problem dla mnie w finałowej walce. Problemem tez były dla mnie wampiry same w sobie. Choć wykreowane cudownie, i tak właśnie wampiry winny wyglądać dla mnie - piękne, śmiertelnie niebezpieczne, starożytne - to jednak momentami się potykałam na ich kreacjach. Ot, tępe jak kawałek drewna i równie żywe. Zwłaszcza widziałam to w kreacji Kiary. Niestety. Co jeszcze mi wadziło, to to podkreślanie, jak wielką... broń noszą wampiry. Serio? Po co mi wiedzieć, że ktoś nosi broń godną mangi i anime, gdzie jest ona większa od bohatera i zarazem posiadacza. Nigdy nie byłam zwolenniczką porównywania sobie 👃, więc i tu miałam takie "ale po co to?".

Mam też małe "ale" do tłumaczenia. Było dość nierówne. Momentami czytało się rewelacyjnie, wręcz pochłaniało wydarzenia, by nagle potknąć się, wybić z rytmu... Nie wiem, kto co tłumaczył, ale te nierówności bywały momentami dość denerwujące. Podejrzewam, że za drugim czytaniem przestanę na to reagować, ale tu ten mało równy rytm był dla mnie nieco uwierający...

W całokształcie jednak "Cesarstwo potępionych" to solidny kawał krwawej, mocnej fantastyki, w której świat jest szary i nie wiadomo, komu ufać do końca. To solidny kawałek fantastyki, który czyta się z absolutną przyjemnością i będę zdecydowanie ją polecać każdemu poszukiwaczowi dobrych wrażeń. Mimo pewnych potknięć i momentami drażniących mnie sytuacji - to jedna z lepszych książek tego roku. Zdecydowanie.

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz