KiB w sieci

niedziela, 26 maja 2024

36/2024 (256) - Robert Anthony Salvatore, Kryształowy Relikt

 Gwiazdek: 5

AutorRobert Anthony Salvatore
Tłumaczenie: Monika Klonowska, Grzegorz Borecki
Wydawnictwo: ISA
Data polskiego wydania: 2006
Data oryginalnego wydania: 1998
Cykl / seria: Legenda Drizzta (tom 4) / Forgotten Realms
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 346
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 8374181036
Język: polski
Cena z okładki: 29,90 zł
Tytuł oryginalny: The Crystal Shard

Kliknij, by wrócić do strony głównej

Kiedy oczekujesz lekkiej, przyjemnej i pulpowej rozrywki, dostajesz lekką, przyjemną i głupią rozrywkę... Salvatore nie zawiódł: przypomniał, jak potrafił żonglować wydarzeniami i latami akurat pasującymi do chwili... Choć czytało się lekko, to jednak ciężko i długo. Męcząco. Drizzt był tu wyraźnie wymagającym pomocy staruszkiem, ale dawał radę, zupełnie jak w Karate Kid. Nasz bohater obrywa przypadkiem uzdolnionym dzieciakiem, z którym wspólnie pokonują hordy potworów...
Ah jo, powiedziałby Krecik, widząc takie cuda. Bo ja... trochę zasypiałam... ;)

_________________________________________________________

Drizzt zadomowił się nieco w Dolinie Lodowego Wichru na dalekiej północy Faerunu. Stał się tu obrońcą i cichym strażnikiem okolicy, mimo początkowej niechęci okolicznych mieszkańców. W tym samym jednak miejscu pojawia się Crenshinibon - Kryształowy Relikt, przypadkiem zdobyty przez ucznia maga, Akara Kessela, który, korzystając z okazji, postanawia zostać "Tyranem Lodowej Doliny". W tym samym czasie barbarzyńcy postanawiają zaatakować miasta Doliny - pośród nich znajduje się młodziutki Wulfgar, który przypadkiem trafia w "niewolę" do krasnoluda Bruenora. Po upływie wyznaczonych lat, zostaje przekazany pod opiekę Drizzta, gdzie uczy się walki i działań innych niż barbarzyńskie. Jednocześnie zaś zostaje odkryty spisek, w którym to Kessel chce przejąć całą Dolinę; skomplikowany splot wydarzeń, śmierć smoka i ostatecznie pokonanie Reliktu... Ależ się tu działo!

Działo się tu bardzo dużo, szybko, często bez większej logiki fabularnej. Salvatore żongluje bez namysłu faktami i wydarzeniami z pierwszych trzech części - co często mu się trafiało. Drizzt nagle spędził w Podmroku 200 lat, na Powierzchni tylko 5, nosi pochwy na sejmitay na nogach (choć tu równie dobrze mogło być winnym tłumaczenie), pojawia się zawsze tam, gdzie jest niezbędny do pokonania hordy przeciwników. Jednocześnie zaś jest słabszy, mniej odporny, szybciej daje się ranić i pokonywać. Nierówność w prowadzeniu tej postaci strasznie kuła mnie w oczy, przez co przyjemność płynąca z szybkości czytania tej, jak już zaznaczyłam, pulpowej książki - gdzieś mi uciekała. Często łapałam się na tym, jak bardzo niekonsekwentne są czyny czy wtrącenia kolejnych postaci. Jak bardzo wydarzenia momentami gnają na łeb i szyję, bez możliwości wyjaśnienia, skąd co i jak się działo. Ja wiem, to tez była maniera pisarzy ubiegłego wieku, a uniwersum D&D dawało sporo możliwości, jednak... 

Może to wina źle napisanych dialogów, może to wina tłumaczenia, a może po prostu Salvatore pozwolił sobie popłynąć przed Mithrillową Halą? A może... nie wiem, dużo jest może - "Kryształowy" to jeden ze słabszych tomów całego uniwersum. Jasne, były niezłe motywy, wątki polityczne i intrygi, ale przesłonięte były kompletnych chaosem wydarzeń. Po co? Dlaczego? JAK!? Nie dostawałam odpowiedzi na te pytania, miast tego, uwarstwiły się kolejne. Jasne, było kilka fajnych momentów - choćby powrót Wulfgara do domu - ale w większości kulałam strasznie z akcją. Najbardziej kulałam na Kesslerze i opisie jego zachowań w samej wieży. Uparcie przed oczy przychodził mi na myśl czarnoksiężnik z Flasha Gordona i podobne koszmarki. Przerysowane postacie o długich paznokciach, które po prostu są. No nie, z nim to miałam największy chyba problem...

Postacie nijakie, miałkie. Drizzt wkurzał swoim "jestem na miejscu i czasie" ale jednocześnie "o nie, jestem mrocznym elfem, nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi, ale mam przyjaciół i każdego, z kim spędzę chwilę i mnie posłucha, będzie moim przyjacielem", niziołek i krasnolud były ok. Catte-brie było za mało, by cokolwiek o niej powiedzieć. Ogólnie, postacie są wykreowane dobrze, ale szału nie ma, zadka nie urywa. Brakowało mi jakiegoś głębszego ich przedstawienia, zasugerowania, co i jak. Byli.... i tyle, zupełnie jakby odgrywali wymagane scenki, bez dodatkowych warstw. Szkoda.

W całokształcie "Kryształowy" miał szanse stać się bardzo fajną książką, z szybką, wartka akcją i wydarzeniami, ale coś poszło nie tak. Poplątane wydarzenia z pierwszych tomów, niekonsekwencje fabularne, miałkie postacie i brakujący element wartkości w walkach przeszkadzały mi, i czytało mi się źle. Wiem jednak, że Salvatore to pisarz nierówny, dlatego przymykam oko, po prostu akceptując "gorszą siostrę Kopciuszka-Drizzta" jako element całego uniwersum... i chyba sięgnę po jeszcze jeden tom.

Tylko z ciekawości, czy coś się poprawiło! To wcale nie tak, że po prostu z radością wracam do kochanego przeze mnie uniwersum... WCALE... ;)

No i bohaterowie.

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami ;)


Kliknij, by wrócić do strony głównej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz