KiB w sieci

niedziela, 6 listopada 2016

15. Sprawa Galtona - Ross MacDonald


Kocich łapek: 5
czytałam:1 dzień
cykl: Klub Srebrnego Kluczyka
stron: 254
wersja: papierowa/posiadam
wydanie: I (1980)
tytuł oryginalny: The Galton Case







 Kiepska okładka.
Jakoś papieru daje wiele do życzenia.
Wydawać się mogło, że bardzo kiepska fabuła... A jakoś, ku mojemu zdumieniu, nawet nieźle się bawiłam, czytając tę powieść. Może nie jest jakaś zaskakująca, oszałamiająca mnie, ale... źle nie było.
Lew Archer, bohater powieści, ma rozwikłać tajemnicę nie tylko dwóch, powiązanych z sobą morderstw, ale i wyjaśnić sprawę młodego dziedzica fortuny, który zniknął 20 lat temu... a potem wrócił.  
I oto cała tajemnica. 
Ja, jak wiadomo chyba od pewnego czasu, fanką kryminałów nie jestem, ale obiecałam sobie, że jakoś zniosę kilka kryminałów w swoim posiadaniu, i je przeczytam. Nie było źle, choć drażniły mnie - jak ostatnio to zwykle bywa - wszelkie nawiązania seksualne. Przedstawione nieco... za sztampowo i za mocno kojarzące mi się z latami 60-tymi i 70-tymi. Z drugiej strony, czego ja oczekuję od książki, która została napisana w tamtych latach?
A ogólnie, nawet jak na  moje marudzenia literackie i dziwny gust, nie było źle. Czytało się dobrze, szybko, lekko. Bez fajerwerków. Bez nadmiernego wciągania się w fabułę, w której nie było i tak specjalnie dużej ilości postaci - to dobrze, bo dzięki takiemu zabiegowi nie trafili się bohaterowie płascy jak papier i sztampowi do bólu. Jasne, sam Lew Archer był sztampowym detektywem w niektórych momentach (aż zatęskniłam do klimatów noir, wiecie, piękna kobieta pojawia się w małej klitce detektywa, wśród oparu dymu papierosowego i alkoholu...) ale nie było źle.
Ogólnie, nie wiem, co więcej napisać. Zainteresowanych lekkim, prostym i nie wymagającym wielkich pokładów myślenia kryminałem - zapraszam. Jeśli ktoś szuka czegoś w klimatach nie koniecznie współczesnych, nie do końca oczywistych, z prostą, ale ciekawą fabułą... to też zachęcam ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz