KiB w sieci

poniedziałek, 14 listopada 2016

17. Bursztyn i popiół - Margaret Weis



Kocich łapek: 6
czytałam:1 dzień
wydawnictwo: Zysk i S-ka
cykl: Uczeń Ciemności I
Seria: DragonLance Saga
stron: 350
wersja: papierowa/posiadam 
wydanie: I (2005)
tytuł oryginalny: Amber and Ashes







 Troszkę trwało, nim przysiadłam do tej książki i ją zrecenzować postanowiłam po swojemu.
Czemu? 
Bo seria DragonLance średnio do mnie przemawiała zawsze, mimo iż (paradoksalnie) ją lubiłam. Ale bardziej wolę świat  Forgotten Realms. No niestety, wychowałam się na klasycznym RPG D&D, a potem było z górki... ;) Ale... do rzeczy.
"Bursztyn i popiół" mimo wszystko, kompletnie mnie nie pochłonął i nie uwiódł. Wydawał mi się prosty, płaski i miał trochę za wiele odnośników do wcześniejszych części. Jasne, pokrótce historia została opisana - potężna Królowa Ciemności, Takhisis, która niegdyś ukradła świat i stworzyła potężną armię pod wodzą tajemniczej i młodziutkiej Miny - nie żyje. Ta ostatnia zaś, usypując grobowiec dla swej bogini, a następnie stróżując pod nim (niemal dosłownie, jak pies), rozmyśla o swym życiu i porażce. Koniec końców pojawia się u niej bóg śmierci pod postacią iście czarującego mężczyzny, uwodzi ją, zakochują się w sobie... i nie, nie żyją krótko i boleśnie. Ale mają gromadkę "dzieci".
Do tego dochodzi kontrapunkt, w postaci mnicha, który zamienia jednego boga na drugiego, psa pasterskiego, kobolda i tyle. Dość kiepsko.
Cała akcja toczy się zaś wokół Miny, jej tajemniczego pochodzenia, uratowania syna Bogini Morza (która zachowuje się jak rozkapryszona nastolatka!), pozbycia się "dzieci Miny i Boga Umarłych", polowania na brata kapłana... dużo tego, za dużo. Nakićkane, namieszane, zdecydowanie przedobrzone i średnio potrzebne. Akcja toczy się, owszem, dość wartko, ale jakby po łebkach, brak w niej głębi, akcentu wciągającego, pozytywnie interesującego czytelnika. Dość kiepsko. Nawet bardziej, niż kiepsko, bo po zamknięciu książki szybko zapomniałam, jaka jest jej treść - czyli w zasadzie, nic dobrego. Ja rozumiem i wiem, że książki z tych wcześniej wymienionych serii nie są za długie i często nie są zbyt ambitne (tak!), ale, cholera no... da radę coś z nich wycisnąć, sprawić, że człowiek je zapamięta, uśmiechnie się do nich czy coś takiego. Tu? Cisza... brakowało mi momentami wręcz tego słynnego, iście westernowego krzaczka, przemykającego po pustyni... Chyba ta prosta, niespecjalnie skomplikowana i nieco przewidywalna fabuła tak zadziałała.
A postacie?
Postacie są takie trochę płaskie, niespecjalnie wzbudzające we mnie głębsze uczucia. Ot, są. Może poza Miną, bo z niej uczyniono główną bohaterkę, chodzącą piękność i w ogóle, klękajcie narody - momentami miałam aż dość tej postaci. Trochę wymuszona miłość do niej, trochę zbyt wymuszone zrobienie z niej geniusza... nie, nie kupuję tego.
Ogólnie? "Uczeń Ciemności" to już bardzo słabsze echo pierwszych "DragonLance-owych" książek. Nie jest źle, jest lekka, prosta i przyjemna fantastyka, która ma wszystko, czego potrzeba w tym gatunku: bohaterów, obce rasy, bogów, magię, zło i dobro... Ale wciąż czegoś mi tu brak. Wciąż jest coś, co powinno być, ale zniknęło gdzieś wśród radosnej pisaniny pani Weis. Ale nie będę narzekać. Jest dobrze. Jest lekko, łatwo i przyjemnie. Na jeden wieczór. W sam raz ;)



 Kliknij, by wrócić do strony głównej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz