czytałam: 3 dni
wydawnictwo: Rebis
cykl: Delegatury Nocy I
stron: 644
wersja: papierowa/posiadam
wydanie: I (2007)
tytuł oryginalny: The Tyranny of the Night
tytuł oryginalny: The Tyranny of the Night
Czy jest jakikolwiek inny autor, niż Glen Charles Cook, który wywoła w moim serduszku istny zawał, doprowadzi do nadmiaru jego bicia i absolutnego pisku, który w przełożeniu na nasze można uznać za: "TAK, KOCHAM CIĘ, WYJDŹ ZA MNIE I PISZ DO KOŃCA ŚWIATA I JESZCZE DŁUŻEJ, MÓJ GURU I MISTRZU, TEN OŁTARZYK JEST TYLKO DLA CIEBIE!" - i tak, śmiało można uznać, że na sam dźwięk nazwiska, dostaję iście literackiego orgazmu. A to nie trafia się często.
Ale w przypadku mojego absolutnego IDOLA... Nie ma co się dziwić, że na "Tyranię Nocy" rzuciłam się jak młody pelikan na rybkę, łyknęłam w całości i wciąż wracam, wciąż pragnę więcej... i wciąż się muszę pilnować i dawkować twórczość pana Cooka, bo inaczej bym przedawkowała.
No gorzej, jak ze Stevenem Ericksonem, mówię ja wam!
A poza tym, to ja twórczość pana Cooka po prostu kocham, uwielbiam, wielbię... może poza cyklem o Garrecie. Ale to się wytnie ;)
Do rzeczy jednak. Bo zamiast o książce, będę wam jęczała, jaki to mój idol pisarski nie jest EPIK. Bo jest. A że moja fascynacja jest... URZEKAJĄCA* ;) to już nie moja wina!
Poznajcie świat, który wydaje się niepokojąco podobny do naszego. Nazwy krajów są inne, jest magia. Ale... poza tym, konflikt historycznie-polityczny jest dziwnie... europejski z czasów renesansowych. Tak. To uderza już od pierwszych stron książki - niesamowity, realnie wykreowany świat, który ma sporo wspólnego z naszym, znanym. Mamy walkę dwóch papieży, z czego jeden nie do końca wybrany został legalnie, mamy Imperatora Graala, mamy króla Piotra; mamy wiele różnych religii, które są niepokojąco podobne do naszych - wliczając w to Bractwo, devów... Od samego myślenia o tym, można dostać zawrotu głowy! I to jest olbrzymi plus. Świat realny, wykreowany tak dobrze, że aż absurdalnie. Do tego wszystkiego dochodzą... no właśnie.
Delegatury Nocy - bogowie, którzy kiedyś istnieli. Nasz swojski, pogański świat, który został nazwany Nocą. I stał się bardzo, bardzo groźny, bo wciąż się pojawia. Nawet zwykły duszek potrafi w nocy (bo czemu nie), narobić problemu... Zdecydowanie, po lekturze "Tyranii" spojrzenie na bogów nieco się zmienia... ;)
A do tego postacie. Cała plejada osób, które można spotkać. Mają swoje plany, marzenia, pragnienia, potrzeby. Są... naturalni. Nawet mają problemy gastryczne! I właśnie fakt, że te postacie są tak plastyczne, tak... realne, mnie pociąga w twórczości pana Cooka. Na pierwszy plan jednak wysuwa się Piper Heht, znany raczej jako Else Tage, wojownik sha-lug - elitarny, wyszkolony tylko do walki rodzaj "arabskiego" wojownika. Wykupiony za młodu, w zasadzie za dziecka, nie zna innego życia i rodziny, niż ta, z którą jest. Wysłany przez Gordimera Lwa w arcyważną (dobra, samobójczą, Gordimer chciał się pozbyć konkurenta) misję na "zachód", powoli odkrywa siebie. Siebie, swoją misję i inne osoby. Jednocześnie zaś Piper (umówmy się, nie pasuje do niego "Else" po prostu, po czasie...) - to niesamowity zasób sarkazmu i pragmatyzmu, który pomaga mu przetrwać. No i mój ukochany, absolutnie idealnie jedyny Pinkus Ghort. Sarkastyczny, cyniczny do bólu, rozśmieszający mnie zawsze, gdy się pojawiał. Glen Cook ma talent do tworzenia postaci surowych, pozbawionych złudzeń, ale jednocześnie zabawnych, drwiących ze świata i życia. Intrygująco-cudownie też opisani zostali Duszodawcy. Ich rola w świecie, poczynania...
Cook dał swym postaciom życie, sprawił, że są realni, a ich decyzje i działania, choć często kontrowersyjne, i widziane głównie z punktu widzenia żołnierzy i wojowników - tych zwykłych, szarych i szeregowych - staje się boleśnie prawdziwe i realne. Z każdą kolejną stroną, gdy poznajemy ich marzenia, pragnienia, cele, chęci i kaprysy... zżywamy się z nimi, kochamy je i nienawidzimy. Jesteśmy niczym glina w rękach autora, poddajemy się Woli Nocy, i z zapartym tchem śledzimy kolejne poczynania, robiąc sobie naszych faworytów i przeciwników na kartach powieści.
"Tyranię Nocy" z dłonią na sercu polecam każdemu fanowi ciężkiej fantastyki. Tu znajdziemy trud, brud, śmierć i przemoc. Będzie krew, będzie trup, będą sytuacje, w których się uśmiechniemy, ale i będziemy się bać. Będzie bitwa, będzie walka, będą strategie i spiski. Będzie też czas na pragnienie bycia normalnym, szarym człowiekiem, bez ciążącego na barkach brzemienia misji.
Jeśli ktoś z was, moi drodzy - szuka właśnie odskoczni, książki, w której wojna będzie stałą kochanką, a sarkazm i kpina będą spoglądać zza ramienia - cykl "Delegatur Nocy" jest zdecydowanie dla was!
Bo ja - absolutnie - przepadłam, zakochana. Bo to cykl niesamowity, wciągający, realny do bólu, i cudownie fantastyczny. Świat, w którym magia i dawni bogowie spotykają się z kulomiotami, gdzie zwykli bohaterowie kochają się, nienawidzą i mordują, często nieświadomi tego, że są tylko elementem w większej machinie...
By zrozumieć moją fascynację... należy tę pozycję przeczytać.
Do czego zachęcam wszystkich.
Bardzo, bardzo gorąco!
*URZEKAJĄCE - cokolwiek. W tej konkretnej książce to słowo pojawiało się wybitnie często. Na tyle często, że uznałam, że zacznę go używać też. Sarkastycznie, a co mi tam ;)
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Very great post. I simply stumbled upon your blog and wanted to say
OdpowiedzUsuńthat I've really loved surcing around your blog posts. After
all I'll be subscribing in your feed and I am hoping you write again soon!