czwartek, 16 lutego 2017

61. Siódmy sen - Dorota Vinet

Kocich łapek: 6
czytałam: 2 dni
wydawnictwo: Novae Res
cykl: -
stron: 274
wersja: papierowa/posiadam
wydanie: I (2016)
tytuł oryginalny: -




 Sny. Sny są wstępem i wejściem do naszych pragnień i marzeń, do naszych niepokojów i bolączek. Nie istnieje chyba osoba, której nigdy się coś nie śniło - w mniej lub bardziej realny sposób, każdy wszak śni. Sny to istny temat-rzeka, a sposobów ich interpretacji, prób zrozumienia i modyfikacji są chyba tysiące. 
 I to właśnie one stają się motywem przewodnim książki pod tytułem "Siódmy Sen". A dokładniej sny Cathy, głównej bohaterki tej powieści, która wraz z mężem, Jeanem, jest właścicielką małego gospodarstwa rolnego...
 Życie na prowincji jednak nie jest proste. Rolnictwo to trudne zajęcie, które nie zawsze przynosi wymierne korzyści. Małżonkowie muszą wiec zmagać się z coraz niższymi cenami za ich produkty w skupie, a niekorzystne położenie farmy również nie jest atutem. Mimo to Cathy postanawia przezwyciężyć swoje obawy i problemy, zmierzyć się ze wszystkim. A przy tym - opowiada swe sny.
 I to właśnie sny, które stanowią kanwę książki, są głównym i olbrzymim atutem powieści. Jest ich siedem i każdy spokojnie może służyć za osobną opowieść, stanowiącą świetną bazę wyjściową dla kolejnych historii. I - co powiem ze smutkiem - stanowią one świetne wyjście z problemu, jakim jest Cathy. Nie, by coś, ale zwyczajnie, denerwowała mnie swoim nie tylko wiecznym optymizmem, ale i rozwlekłością opisów, co gdzie i jak zrobiła. Ale jej niewątpliwą zaletą były właśnie - sny. Opisywane całkiem interesująco, stanowiły wciągającą odskocznię od Cathy. Choć przyznać muszę, że ostatni sen był okrutnie oczywisty i praktycznie do niego mogło się wszystko sprowadzić. Tylko. Nie mniej - mieszkając we Francji i borykając się z codziennością, pragnąc "zjednoczenia" z mężem - Cathy postanawia zaprzyjaźnić się z sąsiadami, zmienić coś w swoim życiu... i wówczas mamy sny. Realne, rzeczywiste aż do bólu niemal. Ale to one pozwalają głównej bohaterce osiągnąć swój cel. Acz ja osobiście do teraz nie wiem, jakie miało być ich przeznaczenie, poza pokazaniem, że autorka ma sporą wyobraźnię i pomysły na co najmniej pięć interesujących książek.

 Nie mniej, książka nie była zła, była... dobra. Lekko, bez większych problemów, choć - nie ukrywam, jak wcześniej mówiłam, Cathy stawała mi kością w gardle i trudno było mi ją przełknąć. Teoretycznie troska młodych małżonków o siebie i swoją przyszłość. Wizje - o ile tak senne mary można określić, które pomagają w rozwiązywaniu problemów. Nie mniej, główna bohaterka wydawała  mi się czasem optymistką aż do bólu, uparcie jak ta koza brnącą w różowych okularach do przodu. Momentami miałam jej powyżej uszu i męczyłam się z czytaniem. Cathy to, Cathy tamto... od otworzenia oczu po kawę w barze - za wiele! Zdecydowanie, można było to jakoś "zgrabniej" ująć, pchnąć akcję do przodu, a tak, to swoista zapchajdziura się zrobiła. Za wiele powtórzeń - i wkradła się monotonia, która czytelnika zwyczajnie usypiała.

 A bohaterowie? W moim odczuciu - przede wszystkim - przesłodzony wątek głównych bohaterów. Cathy, o której już wspominałam, i która była dla mnie momentami nie do zniesienia, wręcz nienaturalna. No, tylko brakowało łatki "pani idealna" na czole. Jean, wspominany mniej, również sprawiał wrażenie takiego... "słodkiego szczeniaka labradora". Pierwsze pięć minut jest przyjemne, potem powoli masz dość. Odnosiłam wrażenie, że celowo zrobiono z nich takie "słodkie idiotki" w różnym natężeniu, by były swoistym kontrapunktem dla snów. No nic, najwyżej, wyjdzie, że się czepiam. Ale po prostu te dwie persony mi nie przypadły do gustu. A postacie ze snów? Mówiąc szczerze, było ich za mało, by w ogóle coś o nich konkretnie powiedzieć. Ale na pewno wzbudziły moje zainteresowanie i miały w sobie "coś", co sprawiło, że poczułam do nich pewnego rodzaju sympatię.

 A, jeszcze słów kilka o okładce. Muszę przyznać, że sama okładka mnie urzekła. Delikatna, subtelna, z łapaczem snów, w stonowanych, pastelowych barwach. Miło się zerka, ma się wrażenie, że środek będzie równie subtelny. I nie wiem, być może był - a ja, zrzędliwa baba, się czepiam, no? ;) 

 Mimo wszystko "Siódmy sen" to książka interesująca, autorka zaś wzbudziła moje zainteresowanie. Przygoda z Cathy wbrew pozorom, zapada w pamięć, a klimat, jaki przewija się przez wszystkie strony, taki ciepły, rodzinny i miły - sprawia, że chce się wrócić do tej pozycji. Może nie za kilka dni. Może nie za kilka miesięcy. Ale z pewnością chętnie się wróci, szukając w snach ukojenia :)  


  Za możliwość recenzji tej książki. dziękuję wydawnictwu Novae Res.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz