Kocich łapek: 2
cykl: Pętla Czasu (tom 1)
stron: 705
wersja: ebook/posiadam
oprawa: -
ISBN: 9788379007493
oprawa: -
ISBN: 9788379007493
cena z okładki: 29,90 zł
tytuł oryginalny: -
„Wyrok Nocy z serii Pętla Czasu” Mateusza Dydyny to powieść science-fiction.
Franek – główny bohater książki spotyka Anastazję, która okazuje się być jego przyjaciółką z dzieciństwa, o czym chłopak nie pamięta. Oboje wybierają się na wspólny spacer, aby powspominać młodzieńcze lata beztroski. Podczas snu Franek poznaje inne oblicze Anastazji. Dziewczyna jest jego przewodniczką po świecie snu. Pragnie pomóc mu wydostać się z pułapki umysłu. Razem podejmują się próby ucieczki, jednak Franek popełnia drobny błąd, skazując tym samym duszę Anastazji na wieczną tułaczkę. Dobro dziewczyny zostaje uwięzione w pułapce bez wyjścia. Zło przejmuje kontrolę nad jej ciałem i terroryzuje rzeczywistość snu. Autor zabiera nas w podróż po abstrakcyjnym Wszechświecie, który rządzi się swoimi prawami. Znaczna część akcji skonstruowana wręcz po mistrzowsku, toczy się w szaleńczym rytmie znanym z filmów lub gier komputerowych. Dodając do tego częste, aczkolwiek logiczne przeskoki z jednej rzeczywistości do drugiej, otrzymujemy doskonały obraz świata, w którym funkcjonuje bohater. Wyobraźnia autora maluje nieprzeciętnie plastyczne wizerunki, obrazy tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby posiadać wszechmoc - zdolność do spełniania wszystkich, nawet tych niemożliwych marzeń.
Tyle z okładki. A w zasadzie z opisu, bo pozycja jest wszak elektroniczna. Zapowiadało się całkiem interesująco, prawda? Przynajmniej w pewien sposób. Ale zanim przej(e)dziemywalcem się dalej, zapraszam na ogólniki...
Franek to młodzieniec jakich wielu. Średnio o siebie dba, interesuje go czas wolny przy komputerze, z grami i chipsami. Wszystko się zmienia, gdy w sklepie zauważa Anastazję, z którą łączyły go w dzieciństwie więzy przyjaźni. Umawiają się na spacer, zaczynają wspominać. A potem przychodzi sen. I już nic nie jest takie samo jak być powinno, zło przejmuje kontrolę a dobro zanika. Winą jest działanie Franka - jeden jego błąd sprawił, że oto zaprzepaszczona została szansa na szczęśliwe zakończenie. Czas więc to naprawić. Czy zciepłej i nieogarnię nieśmiałego chłopaka uda się wydobyć rozwiązanie zagadki? Pomijając już pełne nieoczekiwanych zwrotów akcji i przeskoków między różnymi rzeczywistościami i wymiarami Wszechświata, które często wydawały się mi być po prostu pozbawione logiki (mimo wszystko) - odpowiedź jest twierdząca.Być może fabuła była bardziej zaskakująca i zaspokajająca potrzeby miłośnika fantasy - ja jednak nie znalazłam tu niczego, co by mnie zachwyciło i powaliło na kolana. Co więcej, dostałam po prostu migreny od nienaturalnych przeskoków fabularnych, próbując nadążyć za akcją i rozumowaniem Franka... oraz Anastazji. I jak do warsztatu pisarskiego trudno się mi doczepić, tak ta "wielowarstwowa i zaskakująca fabuła, pełna nieoczekiwanych ale >logicznych< zwrotów akcji" niektórych zachwyciła, tak mi sprawiła po prostu trud prawie nie do przejścia.
Mówiąc uczciwie - koszmarnie męczyłam się z tą pozycją. Postacie banalne do bólu, dialogi sztywne jakby kto kaktus wsadził w tylną część ciała i kazał siedzieć... Do tego bardzo męczyłam się z pierwszą setką stron. W najlepszym razie po dziesięciu minutach czytania miałam ochotę czytnik odłożyć na półkę i dzwonić po egzorcystę... Niestety, ale już pierwsze strony były nudne jak flaki z olejem, nie zmuszały do niczego poza odliczaniem: ile jeszcze do końca książki? Franek absolutnie mnie od siebie odrzucił, Anastazja też wydawała się mi być wymyślona naprędce, bez większego dna i sensu. Już pierwsze dialogi stawiały pod znakiem zapytania ideę całej pozycji (zwłaszcza rozmowa Franka z bratem mnie dobiła sztywnością i wymuszonością sceny). A potem - cóż. Było tylko gorzej. Mamy spacer (randkę?), mamy sen i zaczyna się jazda bez trzymanki. W którymś momencie wręcz zaczęłam się zastanawiać, co autor brał podczas pisania tej powieści i dlaczego wciąż jest to legalne. Niestety. Ja wiem, że pisać każdy może i nikt nikomu tego nie zabroni. Ale kiedy bierzemy się za opisywanie nowych (sic!) zasad Wszechświata, w którym wszystko jest możliwe, musimy zadbać o jakąś logikę. Coś wynikać musi z czegoś, a tu... nie ma co, trochę mi tej logiki brakowało. Tak trochę na siłę, na wariackich papierach, wszystko opisać, na raz zmieścić, już, wtłoczyć! Byleby było, byle lepiej, mocniej, pewniej - i tak, skojarzenia z utworem Daft Punk są bardzo na miejscu. Szkoda tylko, że skojarzenia, bez zastosowania się w praktyce.
No niestety, ale ta pozycja kompletnie mi nie przypadła do gustu. Zmęczona jestem nią niemiłosiernie. Choć pamiętam, na jednej z grup FB sam autor reklamował swoją okładkę (wersja czarna i biała) - byłam wówczas piekielnie ciekawa, co z tego wyjdzie, bo okładka sama w sobie była, jak dla mnie, całkiem interesująca. A wyszło... No nie do końca dobrze.
A bohaterowie? To zdecydowanie najsłabszy element całości. Płasko, papierowo, kiepsko, sztywno - to już na dzień dobry pojawia się mi w skojarzeniach. Nawet nie umiem o nich więcej nic powiedzieć, po prostu - nie ma o czym mówić! Sztywne dialogi (o czym już wspominałam), kiepski opis fizys postaci, zachowania też mało naturalne, narzucające mi skojarzenia z grami, gdzie sztywno zaprogramowane postacie wykonują polecenia gracza i są pozbawione całkowicie opcji "samodzielnej interakcji"... No, jest zwyczajnie kiepsko.
Lubię pozycje SF i fantasy. Nigdy się z tą sympatią nie skrywałam. Po prostu to pozycje, które mają niesamowite spektrum możliwości, dają autorowi opcję pokazania swojego pomysłu, kunsztu i wyobraźni. Nie ogranicza tu pisarza kompletnie nic. Poza jego własną wyobraźnią. Niestety, tkwi tu haczyk - ta wyobraźnia, która daje nam takie możliwości, potrafi też solidnie ograniczyć. Ta pozycja to pokazuje - mimo solidnego i szerokiego spektrum możliwości, autor ograniczył sam siebie. Stworzył powieść, która być może wciąga i interesuje, ale nie mnie. Wyczarował i wykreował świat, który nie zachwycił, a wręcz rozczarował. Ale kto wie - może dla innych książka akurat jest spełnieniem ich oczekiwań...?
Ale nie moich.
Za możliwość recenzji tej książki dziękuję wydawnictwu Psychoskok.
Kliknij, by wrócić do strony głównej
„Wyrok Nocy z serii Pętla Czasu” Mateusza Dydyny to powieść science-fiction.
Franek – główny bohater książki spotyka Anastazję, która okazuje się być jego przyjaciółką z dzieciństwa, o czym chłopak nie pamięta. Oboje wybierają się na wspólny spacer, aby powspominać młodzieńcze lata beztroski. Podczas snu Franek poznaje inne oblicze Anastazji. Dziewczyna jest jego przewodniczką po świecie snu. Pragnie pomóc mu wydostać się z pułapki umysłu. Razem podejmują się próby ucieczki, jednak Franek popełnia drobny błąd, skazując tym samym duszę Anastazji na wieczną tułaczkę. Dobro dziewczyny zostaje uwięzione w pułapce bez wyjścia. Zło przejmuje kontrolę nad jej ciałem i terroryzuje rzeczywistość snu. Autor zabiera nas w podróż po abstrakcyjnym Wszechświecie, który rządzi się swoimi prawami. Znaczna część akcji skonstruowana wręcz po mistrzowsku, toczy się w szaleńczym rytmie znanym z filmów lub gier komputerowych. Dodając do tego częste, aczkolwiek logiczne przeskoki z jednej rzeczywistości do drugiej, otrzymujemy doskonały obraz świata, w którym funkcjonuje bohater. Wyobraźnia autora maluje nieprzeciętnie plastyczne wizerunki, obrazy tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby posiadać wszechmoc - zdolność do spełniania wszystkich, nawet tych niemożliwych marzeń.
Tyle z okładki. A w zasadzie z opisu, bo pozycja jest wszak elektroniczna. Zapowiadało się całkiem interesująco, prawda? Przynajmniej w pewien sposób. Ale zanim przej(e)dziemy
Franek to młodzieniec jakich wielu. Średnio o siebie dba, interesuje go czas wolny przy komputerze, z grami i chipsami. Wszystko się zmienia, gdy w sklepie zauważa Anastazję, z którą łączyły go w dzieciństwie więzy przyjaźni. Umawiają się na spacer, zaczynają wspominać. A potem przychodzi sen. I już nic nie jest takie samo jak być powinno, zło przejmuje kontrolę a dobro zanika. Winą jest działanie Franka - jeden jego błąd sprawił, że oto zaprzepaszczona została szansa na szczęśliwe zakończenie. Czas więc to naprawić. Czy z
Mówiąc uczciwie - koszmarnie męczyłam się z tą pozycją. Postacie banalne do bólu, dialogi sztywne jakby kto kaktus wsadził w tylną część ciała i kazał siedzieć... Do tego bardzo męczyłam się z pierwszą setką stron. W najlepszym razie po dziesięciu minutach czytania miałam ochotę czytnik odłożyć na półkę i dzwonić po egzorcystę... Niestety, ale już pierwsze strony były nudne jak flaki z olejem, nie zmuszały do niczego poza odliczaniem: ile jeszcze do końca książki? Franek absolutnie mnie od siebie odrzucił, Anastazja też wydawała się mi być wymyślona naprędce, bez większego dna i sensu. Już pierwsze dialogi stawiały pod znakiem zapytania ideę całej pozycji (zwłaszcza rozmowa Franka z bratem mnie dobiła sztywnością i wymuszonością sceny). A potem - cóż. Było tylko gorzej. Mamy spacer (randkę?), mamy sen i zaczyna się jazda bez trzymanki. W którymś momencie wręcz zaczęłam się zastanawiać, co autor brał podczas pisania tej powieści i dlaczego wciąż jest to legalne. Niestety. Ja wiem, że pisać każdy może i nikt nikomu tego nie zabroni. Ale kiedy bierzemy się za opisywanie nowych (sic!) zasad Wszechświata, w którym wszystko jest możliwe, musimy zadbać o jakąś logikę. Coś wynikać musi z czegoś, a tu... nie ma co, trochę mi tej logiki brakowało. Tak trochę na siłę, na wariackich papierach, wszystko opisać, na raz zmieścić, już, wtłoczyć! Byleby było, byle lepiej, mocniej, pewniej - i tak, skojarzenia z utworem Daft Punk są bardzo na miejscu. Szkoda tylko, że skojarzenia, bez zastosowania się w praktyce.
No niestety, ale ta pozycja kompletnie mi nie przypadła do gustu. Zmęczona jestem nią niemiłosiernie. Choć pamiętam, na jednej z grup FB sam autor reklamował swoją okładkę (wersja czarna i biała) - byłam wówczas piekielnie ciekawa, co z tego wyjdzie, bo okładka sama w sobie była, jak dla mnie, całkiem interesująca. A wyszło... No nie do końca dobrze.
A bohaterowie? To zdecydowanie najsłabszy element całości. Płasko, papierowo, kiepsko, sztywno - to już na dzień dobry pojawia się mi w skojarzeniach. Nawet nie umiem o nich więcej nic powiedzieć, po prostu - nie ma o czym mówić! Sztywne dialogi (o czym już wspominałam), kiepski opis fizys postaci, zachowania też mało naturalne, narzucające mi skojarzenia z grami, gdzie sztywno zaprogramowane postacie wykonują polecenia gracza i są pozbawione całkowicie opcji "samodzielnej interakcji"... No, jest zwyczajnie kiepsko.
Lubię pozycje SF i fantasy. Nigdy się z tą sympatią nie skrywałam. Po prostu to pozycje, które mają niesamowite spektrum możliwości, dają autorowi opcję pokazania swojego pomysłu, kunsztu i wyobraźni. Nie ogranicza tu pisarza kompletnie nic. Poza jego własną wyobraźnią. Niestety, tkwi tu haczyk - ta wyobraźnia, która daje nam takie możliwości, potrafi też solidnie ograniczyć. Ta pozycja to pokazuje - mimo solidnego i szerokiego spektrum możliwości, autor ograniczył sam siebie. Stworzył powieść, która być może wciąga i interesuje, ale nie mnie. Wyczarował i wykreował świat, który nie zachwycił, a wręcz rozczarował. Ale kto wie - może dla innych książka akurat jest spełnieniem ich oczekiwań...?
Ale nie moich.
Za możliwość recenzji tej książki dziękuję wydawnictwu Psychoskok.
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz