KiB w sieci

wtorek, 5 marca 2024

16/2024 (236) - Aneta Jadowska - Szamański blues


Gwiazdek: 6
Autor: Aneta Jadowska
Tłumaczenie: -
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data polskiego wydania: 11 sierpnia 2021
Data oryginalnego wydania: -
Cykl / seria: Cykl Szamański (tom 1)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 458
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: zintegrowana
ISBN: 9788382102437
Język: polski
Cena z okładki: 42,99 zł
Tytuł oryginalny: -

Z Anetą Jadowską mam dość trudną relację miłości-nienawiści. Z jednej strony jej książki są mięciutkim kocykiem urban fantasy, które nie wymagają wielkiego wysiłku znajomości świata, a dostarczają frajdy, z nieco płaskimi postaciami i wydarzeniami, które sprawiają, że chcę się uśmiechnąć. Z drugiej jednak mam ochotę klepnąć się w czoło i zapytać: ale dlaczego? Ale dlaczego, pani droga, wzorujesz się na amerykańskich filmach i serialach, przenosisz je na nasze podwórko, a później połowa fabuły mi się nie klei bardziej, niż na ślinę!?No i właśnie w "Szamańskim bluesie" miałam ten problem. Połowa wydarzeń była na ślinę, wrzucone dla zasady, albo jako zapchajdziury...

Uwaga, mogą wystąpić spojlery!

_________________________________________________________________________________

Szaman, duchołap, policjant. Piotr Duszyński zwany Witkacym - to główny bohater cyklu szamańskiego, tytułowy szaman, który dopiero stawia pierwsze kroki w tym... zawodzie. I ma ręce pełne roboty, bo duchów wokół co nie miara. Do tego dochodzi jeszcze problem z jego byłą - Konstancją. Kobieta pojawia się w życiu Witkacego równie niespotykanie, co zniknęła piętnaście lat wcześniej. To ona prosi go o pomoc przy dziwnej śmierci niemowląt. A stąd prosta droga do upiora, który stoi za tymi tragediami. Potem już tylko z górki, dziwne sytuacje za dziwnymi sytuacjami. Duchy, upiory, demony, zaświaty. 

I właśnie tu mi ta historia zaczęła zgrzytać. Pomijając mokre sny Witkacego odnośnie każdej jego byłej, jaka tylko jest w okolicy (w którymś momencie zaczęło to być nudne), miałam zgrzyt z jego... szamańskością. Niby coś potrafi, niby umie, ale co kilka stron przypominać, że jak przejdzie przez bramę, to dorwą go Pradawni, którzy obiorą go żywcem ze wszystkiego, by sprawdzić, czy na pewno jest szamanem. Dobra, ale ile można przypominać czytelnikowi o tym fakcie? Wiemy, Zaświaty są dziwne i specyficzne, ale trochę było przesytu tym faktem. Tak samo jego chora wręcz fascynacja Konstancją i Katią. Ileż można!?  Naywraźniej nie dość.

Dużym plusem była pierwsza historia o upiorze. Poruszono tu, choć trochę niewprawnie, wątek psychopatii wśród dzieci. Tak, miałam wrażenie, że po zakończeniu sprawy, niefrasobliwie przeszło się dalej, zupełnie zapominając o tej sytuacji, jakby nigdy nie miała miejsca. No tak, bo przecież codziennie dostajemy informacje o dzieciach mordujących dzieci... strasznie historia potraktowana po macoszemu, a można byłoby coś przekazać czytelnikom. Za to duch opiekuńczy... odniosłam wrażenie, że jest totalną zapchajdziurą, takim dodatkiem, który "jest strasznie potężny, ale w sumie na Witkacego ma wylane" i traktuje go tylko jako rozrywkę. Nie wiem, dlaczego, ale odniosłam wrażenie, że jest to postać straszliwie zmarnowana. Jedyny wątek, na którym się uśmiechnęłam, był z gołą dupą i pizzą. A tak, to jakoś... no nijak.

A drugie opowiadanie? Niby nic, niby zero niezwykłości - nomen omen - ale jakoś kompletnie mnie nie porwało. Wręcz męczyłam się na nim bardziej. I choć doceniałam pojawienie się Katii w jakiejś większej ilości, tak wątek z golemami, próbą radzenia sobie, jak być ojcem czy Róża, o Zaświatach nie wspominając (Feliks Sęp, serio?!) po prostu mnie nie porwały. Wisienką na torcie była zaś Dora Wilk, która niczym rasowy amerykański heros - wkracza na scenę i pozbywa się złola. O litości, ta scena była tak durna, ale tak strasznie durna... A mimo wszystko, czytało się to absurdalnie szybko i dobrze. Taki kocyk, otulający głupotą i akcją, niepozwalający przyjmować do wiadomości pewnych rzeczy, ale jednocześnie grzejący absurdem. Autorka wybitnie nie przejmuje się tłumaczeniami, co i jak i dlaczego, jak sobie postacie poradzą po takich, a nie innych wydarzeniach. 

Co więcej, akcja powieści dzieje się na przestrzeni kilku dni. Dobra, kilkunastu, ale nie czuć w ogóle tego czasu, wszystko jest... skumulowane. Upchane, ubite. Takie... no nie do końca mi się to podobało.

A postacie? Z postaciami mam problem. Dora jest Dorą, typowa amurykańska heroina, Katia jest urocza, ale pozbawiona charakteru, jaki miała w "Cmentarnym love story", Konstancja jest płaska i nudna, o Kurczaczku nie da się za wiele powiedzieć. Duch opiekuńczy jest po prostu zapchajdziurą, która ma być chyba zabawna, ale mu nie wychodzi, zaś Witkacy... nijaki. Niby melancholijny, niby były ćpun, niby sakrastyczny... ale tak nijaki, tak pozbawiony charakteru i głębszego motywu, że otwierał się mi nóż w kieszeni momentami, byle tylko nim potrząsnąć. Niby flegmatyk, ale zupełnie pozbawiony charakteru. Chyba tylko złe postacie, oczywiście, kobiece, miały w sobie jakąś głębię - upiór, twórczyni golemów czy fałszywa medium. Ale i tak potraktowane zostały strasznie po macoszemu, nie próbując nawet tłumaczyć ich zachowań czymś więcej, niż "brat mi kazał", "mężczyzna mnie porzucił" czy "zemszczę się". A szkoda, pod płaszczykiem opowieści można było przekazać ciekawe morały.

Poza tym, mam też jedno zastrzeżenie odnośnie... objętości. Tak, objętość książki, na niespełna 500 stron jest zaskakująco gruba. Tłuste kartki, chciałoby się powiedzieć, ale ta "tłuściutkość" nie idzie w parze z jakością. Papier jest bardziej lekko żółtawy, niż biały/kremowy, jakościowo też zostawia wiele do życzenia. Do tego dość duża czcionka - i to wszystko razem sprawia, że mimo objętości, książkę czyta się absurdalnie szybko - ja, mimo bycia poskładaną gorączką, przeczytałam ją w nieco ponad dzień. 

"Szamański blues" nie jest książką złą. Jest dość... pośrednią. Ani dobrą, ani złą. Mile nas otuli swoją fantastyką, o ile nie będziemy zastanawiać się nad pewnymi elementami, które można było rozwinąć, ale zostały olane. Ale jeśli ktoś szuka lekkiej, nie zmuszającej do myślenia lektury - to warto się nad "Szamańskim" pochylić.

A jak jest naprawdę? Oceńcie sami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz