KiB w sieci

niedziela, 24 marca 2024

21/2024 (241) - Jacqueline Carey - Wcielenie Kusziela


 Gwiazdek: 8

Autor: Jacqueline Carey
Tłumaczenie: Maria Gębicka-Frąc
Wydawnictwo: Mag
Data polskiego wydania: 2011
Data oryginalnego wydania: 01 stycznia 2006
Cykl / seria: Trylogia Kusziel (tom 3)
Kategoria: fantasy, science fiction
Stron: 652
Wersja: papierowa, posiadam
Oprawa: miękka
ISBN: 8374800127
Język: polski
Cena z okładki: 45 zł
Tytuł oryginalny: Kushiel's Avatar

To już jest koniec, nie ma już nic - aż chce się zanucić. Oto finał historii Fedry nó Delaunay de Montreve, anguissete, Wybranki Kusziela ze szkarłatną plamką w oku, najsłynniejszej kurtyzany w Terre D`Ange. Finał szalony, pełen niebezpieczeństw, drogi i walki, orientalności i tajemnic, uśmiechu i wzruszenia. Dobry, bardzo dobry finał, który spiął wszystkie wątki poprzednich dwóch tomów, zaserwował mi emocjonalny roller coaster, i cudownie pokazał wizję świata równoległego, w którym kochaj, jak wola twoja! I na błogosławionego Eluę, ależ kocham! Choć nie pozbawiona brutalności, to jednak zachwyca subtelnością i łagodnością.

_________________________________________________________________________________

Jacqueline Carey wykreowała niezwykły, pełen bogactwa i szczegółów świat, w który zanurzyłam się z absolutną przyjemnością. To alternatywna wizja świata, w której znane nam krainy noszą odmienne nazwy, ale wciąż bez problemu możemy je rozpoznać. Terre D`Ange to Francja, w której nie sposób poznać epoki; stawiam na renesans. Kraje ościenne są lepiej albo gorzej rozwinięte, poznajemy je zaś za pomocą Fedry, narratorki i przewodniczki po tym dziwnym świecie. To ona właśnie, przez ostatnich dwanaście lat, bo tyle właśnie minęło od wydarzeń z tomu drugiego, szaleńczo poszukuje rozwiązania zagadki, by uwolnić swego przyjaciela, Hiacynta. Przypadkowa, albo i nie, prośba sprawia, że wyrusza w podróż wraz z Joscelinem, swoim kochankiem i jednocześnie zaufanym kasjelitą. Podróż, która zaczyna się od poszukiwania zaginionego dziecka, prowadzi przez kraje cywilizowane i nie, niosąc z sobą masę niebezpieczeństw. Podróżujemy więc przez kraj faraonów, przez mroczne królestwo kapłanów Śmierci, aż po na poły legendarne królestwo leżące w samym środku Afryki - Saby. Wraz z nią obserwujemy szaleństwo, znosimy cierpienie i ból, ale i się radujemy...

To było dobre zwieńczenie trylogii, mile spędzony z Fedrą czas. Autorka rzetelnie trzyma się swojej wizji świata, konsekwentnie ją realizuje. Każdy kraj charakteryzuje się czymś innym, z łatwością więc możemy wskazywać na mapie, który kraj kryje się pod inną, obcą nam nazwą. Droga, jaką przebywamy od rozpoczęcia aż do końca, jest napisana solidnie, choć przyznaję, czasem męczyły mnie opowieści o tym, jak mija podróż. Miało to jednak swój urok, a piękny język, jakim snuta jest opowieść, łagodziła niesmak. Podobnież czasami ton, zbyt rozbuchany, zbyt... patetyczne, o, tak, to dobre słowo. Momentami autorka po prostu popadała w przesadę, starając się oddać zachwyt albo przerażenie, zwłaszcza, kiedy doszło do Imienia Boga. Ale taki już urok Fedry.

Pochylić się trzeba nad erotyką tej powieści - ludzie przyzwyczajeni do współczesnej erotyki, będą czuli niesmak, a może i nawet rodzaj niewygody, czytając to, jak autorka opisuje wszystko. Przede wszystkim: erotyka jest dodatkiem, kilkoma fragmentami, które nie dominują nad całością. Nie ma tu żenujących opisów, które wzbudzają politowanie, ale właśnie te subtelne, pełne pasji zdania, które są wysmakowane i zostawiają czytelnika z poczuciem, że doszło do czegoś. Co innego może dzieje się, kiedy Fedra słyszy wezwanie Kusziela, i staje się anguissete, osobą, która czerpie podniecenie z brutalności w sypialni. Tu nie dostajemy pełni obrazu, tylko strzępki, pozwalające wyciągać wnioski. Intrygujący, ale przyjemny zabieg, który pozwala spojrzeć w świat erotyki, bez naruszania pewnych granic. Bardzo polecam, zwłaszcza ałćtorkom z Niezwykłego, by sobie poczytały i spróbowały pisać w taki sposób - erotycznie, podniecająco, ale bez żenady. 

To historia miłości, wystawianej na potężną próbę. Próbę, która nawet mi wycisnęła łzy z oczu i sprawiła, że zupełnie inaczej spoglądam teraz na cała trylogię i związek, jaki dział się pomiędzy bohaterami. Fedra to kobieta silna i uparta, dążąca do swego celu za wszelką cenę. Mimo trud drogi, mimo wydarzeń, które inne osoby by załamały, ona parła w przód, a czytelnik jej kibicuje. Autorka nie oszczędziła bohaterów, zwłaszcza wydarzenia w Drudżanie - były bolesnym fragmentem, który zapewne dla wielu osób nie byłby do przejścia. A jednak, udało się, choć zostało to okupione sporą dawką bólu. 

W tej łyżce miodu jednak znajdzie się kropla  dziegciu - religijność. Masa religijności, przypominania o Elui i jego towarzyszach, przypominanie o pochodzeniu - miałam momentami tego dość. Był tego zdecydowany przesyt, przypominanie o tym, jak to bohaterowie pochodzą z "kraju wybranego", a inni już nie. Gorliwa religijność głównej bohaterki bywała czasem uciążliwa, a ilość peanów dla religii - za duża. Zapewne miało to jakiś sens, ale chętnie pomijałam te fragmenty, czytałam ogólnikowo. 

Na plusik jednak jest magia. I to faktycznie, magia, która przejawia się czy w kapłanach śmierci czy w samym panu Cieśniny - tu tej magii jest dużo, przewija się, i trwa. Zwłaszcza w przypadku Pana Cieśniny i zakończeniu tej historii. To duży plus tej historii, i nie spodziewałam się, że autorka momentami śmiało postanowi wprowadzić magię w taki, a nie inny sposób.

Postacie zaś... jest ich bardzo dużo. Nie może być inaczej u Carey. Niektóre postacie już były wcześniej znane, inne dopiero poznajemy. Łączy je jednak fakt, że wszystkie poznajemy z punktu widzenia Fedry. Ciężko więc zachować obiektywność, jak są to postacie napisane; niemniej jednak autorka zadbała, by były zróżnicowane. Mamy osoby wzbudzające sympatię i litość, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Chyba najbardziej żal mi było Joscelina, który musiał przejść prawdziwą próbę charakteru, a zupełnie nie kupił mnie Hiacynt - być może fakt, że spędził na trzech Siostrach dużo czasu sprawił, że jego postać mi wyblakła, stała się mało fascynująca. Imrael podbił moje serce za to, i absolutnie go pokochałam, zdecydowanie z przyjemnością więc sięgnę po kontynuację, tym razem, jego losów.

W całokształcie "Wcielenie Kusziela" to niezwykle epicka, napisana z rozmachem historia, którą albo się pokocha, albo znienawidzi. Mnogość postaci, miejsc i nazw może przytłaczać, podobnie jak silna religijność i patetyczność wypowiedzi, jednak w całokształcie to wspaniała seria, której warto dać szansę. Wiem, że Mag planuje wznowienie jej, więc tym bardziej, jeśli ktoś szuka dobrej historii, pełnej przygód drogi, z alternatywną wizją naszego świata - warto sięgnąć po "Kusziela". Piękny język, świetna praca tłumacza, żywe opisy i bogactwo tego, co Fedra przechodzi na swej drodze od bycia porzuconym dzieckiem, aż do finału zostaje w pamięci na długo. To solidny kawał powieści, w której przygoda miesza się z grozą, a po zakończeniu przygody, jeszcze na długo pozostaje w pamięci.

Zdecydowanie, polecam!

A jak jest naprawdę? Cóż. Musicie przekonać się sami!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz