Ten wpis jest dziś i teraz w tej chwili, pod wpływem emocji, dedykowany.
Mocno dedykowany.
Dla kogoś (bardzo wyjątkowej osoby), kto był dla mnie bohaterem. I zostanie nieśmiertelny - w mojej pamięci. I we wszystkim co czynił... wliczając w to mój pierwszy skok z wysokości, gdy miałam na sobie glany.
Tak. Pamiętam tamten śmiech i tamten metr do dziś, mimo, że tak wiele lat minęło. Wówczas zrodziło się we mnie coś w deseń "pokaże panu" - nawet wówczas, jak na kacu wchodziłyśmy do TAMTEJ jaskini*, to był we mnie bunt. Chciałam tam mocno pokazać, że się nie boję.
I dziękuję panu, pnie. J. - pana humor, radość... to wszystko zniknęło. Ale liczę, że spotkamy się znów, w Valhalli, gdzie oboje w końcu trafimy, z mieczami w dłoniach, zderzając się w bitwie... bo PAN się już zmierzył w BITWIE - a ta moja jeszcze przede mną. Pan jest przede mną... ale nie liczę na miękkie potraktowanie. Liczę za to na to, by Pan mnie przywitał w Valhalli...i opieprzył, że źle zeskakuję z górki.
Nie mówiąc o tym, że będzie pan drwił z mojego kaca - nigdy nie zapomnę tej drwiny z kaca po pomarańczówce. Wówczas pana pokochałam i od tego czasu ketchup stał się moim idolem. Dziękuję. Za wszystko, choć teraz wydają mi się to krótkie wspomnienia.
Kag in books - pogrąża się w żałobie, bo osoba, która zrobiła spore wrażenie na jej życiu, i zmieniła pewnego rodzaju spojrzenie na wszystko - dziś rano odeszła po długim cierpieniu. Oby spoczywał pan w spokoju. Kochałam pana jak dobrego wujka, bo takim pan się dla mnie zdawał... Więc spotkamy się w Vallhali.
Życzę wszystkim miłego słuchania, i myśli, że spotkamy się w Valhalli - wszyscy - nie tylko my, miłośnicy i walczący o książki.
*nie polecam nikomu ani pomarańczowego likieru ani zwiedzania jaskiń w temperaturze +6 stopni na drugi dzień....
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz