niedziela, 16 października 2016

7. Przeminęło z wiatrem - Margaret Mitchell


Kocich łapek: 9
czytałam: 3 dni
wydawnictwo: Książnica 
cykl: -
stron: 1136  
wersja: papierowa/posiadam 
wydanie: V (1990) 
tytuł oryginalny: Gone with the wind








 Jeśli przyjdzie mi kiedyś znów recenzować klasykę tego gatunku - umrę w butach i trafię do raju mola książkowego. Serio-serio! Bowiem recenzowanie tego klasyka romansu, absolutnie wspaniałego i cudownego, z równie absolutnie genialną adaptacją filmową (niech mi ktoś powie, że Clark Gable i Vivien Leigh jako Rett Butler i Scarlet O'Hara to nie jest najbardziej EPICKA para kina, a ich słynna scena pocałunku niejednej z oglądających osób wycisnęła łezkę z oka, że też chcą być TAK pocałowani...).
I kurde, przyznaję się bez bicia, że czytając... wciąż przed oczami miałam właśnie sceny z filmu, te wspaniałe stroje, kreacje, sposób mówienia aktorów... Ah....

No ale, do rzeczy.

Powieść przedstawia losy właśnie tej Scarlet O'Hary, córki Irlandczyka, który zbił majątek na bawełnie w Georgi. Żyjącej beztrosko szesnastoletniej panience w głowie tylko piękne stroje, kawalerowie wciąż się wokół niej kręcący... sielanka! Sielanka ta jednak zamienia się w koszmar, kiedy jej "miłość" do Ashleya zostaje wystawiona na ciężką próbę. Dlaczego? Ów delikwent, który przewija się przez całą książkę zresztą, zostaje mężem Melani, osóbki całkowicie odmiennej od Scarlet... ale gdy przychodzi co do czego, zaskakującej ;) Niepocieszona Scarlet bierze go na stronę w bibliotece i urządza mu małą scenkę, której świadkiem jest właśnie Rett Butler. Mężczyzna o opinii wieloznacznej, ale w większości złej i podłej, która tylko dodaje mu smaczku. Oj, i to jakiego... z jednej strony szarmancki i elegancki, znający się na kobietach jak nikt, ale z drugiej łajdak i okropnik (mówiąc językiem Scarlet). A do tego ten jego wąsik... ahhh! Która to z czytelniczek skrycie się w nim nie kochała, co? No właśnie... No i zaczyna się bum - bohaterowie czują do siebie chemię, ale kompletnie nie jest im po drodze. Nasza główna, rozpieszczona panienka musi przebrnąć przez dwa małżeństwa i przeżyć głęboką stratę, by zrozumieć, że szczęście miała praktycznie pod nosem... A żeby było "weselej" a może ciężej... Stany Zjednoczone przeżywają głęboki problem, który nazywa się "wojną secesyjną".

I tu mamy zarys ogólny fabuły? Poniekąd. Bowiem, to nie tylko romans historyczny, ale i nader ciekawe spojrzenie na samą wojnę secesyjną, widzianą nie oczyma żołnierzy (dobrze, nimi też, ale są to tylko wtrącenia i opowieści, głównie mamy wrażenie, że świat obserwujemy oczami Scarlet i dam - takie informacje, jak wojna, niewolnictwo, kontrabanda, nowy rząd nie są czymś interesującym dla damy wszak!) ale właśnie kobiet. Widzimy przez kolejne strony i rozdziały, jak wiele się zmienia. Zarówno świat, jaki znają bohaterowie książki, jak i całe ich otoczenie. Z pięknego, bogatego stanu przechodzą w ubóstwo - i to ich kształtuje. Autorka nie szczędziła sił, by pokazać, jak wiele można poświęcić w takim celu, by mimo wszystko wyjść na swoje. Zwłaszcza nasza Scarlet - mozolnie, powoli - ale przechodzi największą metamorfozę... 

Absolutnie, książka mnie zachwyciła. Nie tylko szczegółowością historyczną, ale i podejściem do świata. I choć momentami drażniła mnie Scarlet i uważałam, że stanowczo za mało jest Retta... to uważam tę lekturę za pouczającą i nader intrygującą. I tak, to mówię ja, miłośniczka książek fantasy. Jednak "Przeminęło z wiatrem" to pozycja, jaką powinno się choć raz przeczytać. Nie dla romansu, nie dla pięknych sukien - ale dla faktu psychologicznego, pokazania, jak wiele człowiek czasem może stracić i poświęcić, by się zmienić... albo i nie.

Czy jednak sięgniecie po tą powieść, to już wasza decyzja. Ja z mojej strony gorąco polecam. I namawiam. Wzruszenie, śmiech i niedowierzanie z pewnością pojawiają się na kartach tej książki. A czy zostaną z wami, czy pójdą dalej... to już nie mi oceniać ;)



 Kliknij, by wrócić do strony głównej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz