KiB w sieci

niedziela, 9 września 2018

208. Pieśń o Homanie - Jennifer Roberson


Kocich łapek: 7
autor: Jennifer Roberson
tłumaczenie: Marcin Łakomski
wydawnictwo: Amber
data wydania: 1996 (data przybliżona)
wersja: papierowa, posiadam
oprawa: miękka, lakierowana
ISBN: 8371690444
cena z okładki: - 
tytuł oryginalny: Song of Homana  



"Po pięciu latach wygnania książę Carillon, prawowity dziedzic królestwa Homany, wraca do ojczyzny. Ma zamiar wyzwolić swój naród spod jarzma tyrana - samozwańczego króla Bellama - i odzyskać Tron Lwa. Musi nie tylko zmierzyć się z wojskową potęgą i magiczną mocą przeciwnika, ale również zwalczyć przesądy i uprzedzenia swoich rodaków wobec prastarej rasy Cheysuli. Okazuje się, że przeznaczeniem Carillona jest spełnienie Proroctwa, które na zawsze pogodzi zwaśnione królestwa i rasy."


Tyle okładka. A co w środku?


Przyznam szczerze, że gdy opowiadano mi o "Kronikach Cheysuli", początkowo kojarzyłam tylko piąte przez dziesiąte - dawno, dawno temu, gdy jeszcze chodziłam do szkoły podstawowej, gdzieś w ówczesnej bibliotece miejskiej, trafiła w moje łapki ta pozycja. Tak, właśnie "Pieśń o Homanie". I coś kojarzyłam - ale kluczowym było słowo "COŚ". Poza tym, nie bardzo wiedziałam co i jak. Dlatego, gdy po wielu, wielu... dodajmy jeszcze jedno "wielu", dobrze? ;) latach, znów usiadłam do "Kronik Cheysuli", ucieszyłam się. Bo w końcu mogłam sobie odświeżyć pamięć, i sprawdzić, co i jak.

"Pieśń o Homanie" nie skupia się już na Aliks. Znaczy, przewija się ona w tle, ale nie staje się główną postacią wiodącą. Teraz na pierwszy plan wysuwa się Carillon i... Finn, brat ukochanego naszej bohaterki ze "Zmiennokształtnych". Pakt krwi, albo jak kto woli - talhammora - prowadzi obu przez ziemie swego kraju, celem podstępnie wykradzionego tronu. Początkowa nieufność wobec siebie i nieprzychylność zostają zmazane, a przyjaźń, jaka rodzi się między oboma mężczyznami, staje się silna i pozwala wiele przezwyciężyć. Carmillon z rozbestwionego i pełnego pychy książątka staje się wyważonym, spokojnym mężczyzną, który rozumie, że nie zawsze siłą można wszystko zdobyć, a władza to nie jest cel uświęcający środki. Finn również się zmienia - z pełnego pychy i poczucia własnej wartości wojownika staje się wyciszonym mężczyzną, który nie tylko słucha swego lira, ale i sam nabywa mądrość.

Książkę czytało się szybko, choć trąca ona "starością" - nie w sensie wieku, ale sposobu pisania. To fantastyka sprzed lat, w której wyraźnie czuć nutkę trochę innego spojrzenia na świat. Z dzisiejszego punktu widzenia, ta powieść jest po prostu... śmieszna. Opisy walk, postacie, przygody - to wszystko przypomina mi nieco kontrastowanie starego, dobrego "Conana" (wersję filmową, albo nawet Kulla - kto oglądał, ten wie) z.... "Aquamanem" choćby. Niby film to film, ale wyraźnie widać różnice między sposobem montażu, efektami specjalnymi... I tak samo było z tą pozycją. Często nad kolejnymi stronami po prostu się uśmiechałam, wiedząc, że pewne kwestie, nawet, jeśli pamiętamy, że to fantastyka - nie są możliwe. Nie i kropka. Po prostu, uśmiech dzieciaka lat 80tych i 90tych, który zrozumie pewne kwestie, a jakie, dla młodszego czytelnika, nie są zrozumiałe.

Nie zmienia to jednak faktu, że "Kroniki..." to świetna pozycja, którą chętnie poznam w całości, rozszerzę moją znajomość o angielskie wydania, których, niestety, Amber nie wydał w Polsce. A szkoda, bo seria miała spory potencjał i myślę, że gdyby na nowo wydać, odświeżyć nieco tłumaczenie - oj tak, to byłoby coś!

Postacie są ciekawe, choć proste. Carillon przechodzi długą drogę, chcąc pogodzić obie rasy, Finn zaś, z upartego sulskiego wojownika, zakochanego w szwagierce - wyciszony i pewny swego mężczyzna. Przyznać muszę, że pokazanie drogi, jaką obaj przechodzą, choć widzianą tylko jednymi oczyma, jest całkiem interesującym doświadczeniem. Do tego dodajmy cyniczne komentarze lirów... tak, zdecydowanie, to było to!

I co? Powiem szczerze, że ten tom zdecydowanie był lepszy od poprzednika, bo działo się wiele, choć wiadomo, trzeba być fanem fantastyki sprzed lat. Współczesne dzieciaki, które wyrosły na nieco innym stylu pisarskim, pewnie nie będą zadowolone, nie przypadnie im do gustu ta pozycja. Bo przecież, to coś innego, nowego... albo starego, zależy, jak spojrzeć. Nie mniej, ja osobiście polecam, bo seria o Cheysuli zdecydowanie mnie zaintrygowała i wciągnęła na nowo w ich magiczny, niezwykły świat.


A wam, moi drodzy, zostanie ocenić ten tom osobiście... ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz