KiB w sieci

środa, 3 maja 2017

91. Rywalki. Książę i gwardzista - Kiera Cass

Kocich łapek: 3
czytałam: 1 dzień

autor:
tłumaczenie: Małgorzata Kaczarowska
wydawnictwo:  Jaguar
wydanie: 5 listopada 2014
cykl:  Selekcja (tom 2.5)
gatunek: fantastyka/młodzieżowa/antyutopia
stron: 220
wersja: papierowa/pożyczona + e-book/posiadam
oprawa: miękka/lakierowana
ISBN: 9788376862965
cena z okładki: 32,90 zł
tytuł oryginalny: The Selection Stories, The Prince & Guard

 "Książę" pokazuje wydarzenia sprzed eliminacji i pozwala czytelnikowi śledzić młodego władcę od pierwszego dnia ich rozpoczęcia. W drugiej z opowieści przekonamy się, jak płynęło życie Aspena w pałacowych komnatach - i ujrzymy prawdę o świecie gwardzistów, której nigdy nie pozna America... Czołówka listy bestsellerów The New York Timesa! 

 Szczerze? Czy ja wiem, czy bestseller? Nie powiedziałabym. A już na pewno, nie zapłaciłabym ceny okładkowej  - niestety, ale taka prawda. Dlaczego...? Zapraszam dalej.
 Sięgamy po historię Maxona i Aspena - dwa, króciutkie opowiadania, ilustrujące życie przed pojawieniem się w pałacu (Maxon) i życie w pałacu (Aspen)... Zacznijmy więc od samego Księcia. Zanim w pałacu pojawi się tabun obcych mu dziewcząt, zna tylko jedną, bliską sobie, córkę władcy Francji, Daphne. To, że jest na takiej a nie innej pozycji sprawia, że w przedbiegach odpada z Eliminacji, pomimo więzi, jaka łączy ją z księciem. Blondynka wyraża dla księcia swe uczucia, dzieli się wcześniej swymi obawami i dostając kosza - znika z życia Maxona. Ten zaś stara się za wszelką cenę trzymać z dala od Eliminacji, nie dowiadywać się niczego o kandydatkach mimo nacisków ojca. Pech chce jednak, że trafia na Amerikę... i oto mamy scenkę rodzajową z pierwszego tomu, kiedy to nasza rudowłosa protagonistka panikuje. Ok, fajnie jest zobaczyć to z perspektywy księcia, ale - na litość boską - ile można!? 


  Drugie opowiadanie dotyczy Aspena, który już w mundurze, żyje w pałacu, w cieniu Ameriki. Awansował z "Szóstki" na niższy numerek, poznaje więc życie w pałacu. Poznaje też prawdziwe oblicze króla, jak i walk z rebeliantami. Poznaje też Lucy, pokojówkę Ameriki, która powoli uczy go życia w pałacu, zasad i faktu, że przyjęcie pomocy wcale nie znaczy, że ktoś jest słaby. Chłopak nie poddaje się jednak, a prze w przód, mimo wyraźnych problemów w otoczeniu, głównie związanymi z królem i rebeliantami, którzy - jak wiemy z poprzedniego tomu - dzielą się na dwie frakcje. Ale która jest dobra, a która zła...?



  Mówiąc uczciwie, to "Rywalki. Książę i Gwardzista" dla mnie mogłoby nie istnieć, i jest tylko dowodem na to, że autorka "trzepała kasę" sukcesem swoich powieści. Nowelki prawie nic nowego nie wnoszą w świat "Rywalek", przynajmniej dla mnie. Dobrze, zaraz się podniosą głosy, że lepiej poznajemy Maxona, Clarksona i Aspena, przy czym to właśnie władca jest główną klamrą spinającą oba opowiadania. Ale, żeby jakoś się zachwycać? Nie, nie powiedziałabym. Ot, po prostu, wydarzenia, widziane z innej perspektywy, nic specjalnego. Gdyby tych opowiadanek nie było, nie czułabym się zawiedziona, ale pewnie wynika to z faktu, że antyutopijny Kopciuszek i świat Illei mnie nie porwał na tyle, bym piszczała z zachwytu i była wręcz zakochana w tych książkach. No i - nie ma co ukrywać - co za wiele, to i świnia nie chce, a w kolejnym tomie, miast skupić się na postaciach pobocznych, znów za wiele było Ameriki, wzdychania do niej i rozmyślania o niej. Ile można?




 Bohaterowie... Chętnie spuściłabym zasłonę milczenia, na szczęście, jest ich tak mało, że śmiało mogę sobie pozwolić na chwilkę zastanowienia. Maxon nieco zyskał w moich oczach (ale na chwilę pisania tej recenzji jestem już znacznie dalej w książkach i zdradzam, że w kolejnym tomie miałam ochotę uderzyć jego głową o ścianę. Kilka razy!), stał się bardziej rzeczywisty, a i Clarkson w końcu pokazał, na co go stać. Jasne, jest robiony na zapatrzonego w siebie tyrana, jednak ma "to coś", co sprawia, że chętnie obserwuję jego los. Maxon ma być jego przeciwieństwem, ale chyba nie do końca się to udało). A Aspen... miękkie kluchy, których od pierwszego tomu nie rozumiałam i nie widziałam, co w nim takiego "super". Czarne włosy i zielone oczy? Spoko. Niech ma, ale jego osobowość kompletnie mnie nie przekonywała, brałam go za płaskiego i sztucznego - w sumie, wciąż na takiego mi wyglądał, i wybaczcie, nie ma, że boli. Nawet jego sympatia dla Lucy i jej uwielbienie dla niego nie ratowało niczego z tej postaci. Ot, po prostu, stworzony na siłę, mający być przeciwwagą dla księcia - tu, w tych nowelach, widać dopiero wyraźnie, jak bardzo obaj zostali stworzeni "na potrzeby książki" i tyle. Nic więcej sobą nie wnoszą. A szkoda, bo stworzenie ich na zasadzie przeciwieństw było by całkiem interesujące. Niestety, jak to w takich "trójkątowych" seriach bywa, ktoś traci, by inny zyskał ;)

 Podsumowując? Trochę jak broszka do kożucha potrzebna jest ta nowelka, przynajmniej moim zdaniem. Prawdziwym i uczciwym fanom serii z pewnością przypadnie do gustu, ale mnie nie zachwyciła. Historia znana mi, której mogłam się domyślać, wyciągając wnioski z głównych tomów... Książka, podobnie jak cała seria, nie zachwyciła mnie jakoś specjalnie, ale nie była zła. Ot, taki tam, zapychacz na jedno, krótkie popołudnie z herbatą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz