Kocich łapek: 5
stron: 320
wersja: e-book/posiadam
oprawa: miękka/lakierowana
ISBN: 9788376862873
oprawa: miękka/lakierowana
ISBN: 9788376862873
cena z okładki: 37,90 zł
tytuł oryginalny: The One
America jest jedną z czterech dziewcząt, które utrzymały się w ścisłej czołówce Eliminacji. Ukochana przez zwykłych ludzi, znienawidzona przez obecnego króla, dziewczyna wciąż nie jest pewna swych uczuć. A jednak nadchodzi moment ostatecznego wyboru, tym trudniejszego, że cały los Illei może spoczywać właśnie w rękach Ami. Czy dziewczyna powróci do swej dawnej miłości, czy zdecyduje się zostać królową i podjąć walkę o lepszy świat dla siebie i wszystkich mieszkańców Illei? Czy nadmiar cukierkowatości się skończy, czy eksploduje niczym pośpiesznie zjedzona wata cukrowa, popita colą?
To już ostatni tom trylogii, przez wielu uważanej za "bestsellerową". A ja wciąż nie pojmuję fenomenu - i tak jak pisałam wcześniej, odniosłam bolesne wrażenie, że to wata cukrowa (za która nie przepadam, bo jest za słodka dla mnie) popita równie upierdliwie słodką colą. I jak lubię słodycze, tak ich nadmiar doprowadza mnie do mdłości. Fabuła jest głęboka jak łyżka stołowa: ona wciąż nie umie wybrać, król jej nienawidzi, królowa kocha, mamy rebeliantów, mamy nieoczekiwanie wielką przyjaźń i śmierć, atak rebeliantów, który wygląda tak, jakby autorka nie była w ogóle pewna, jak taki atak może wyglądać, więc opisała swój wariant, otulony profilaktycznie poduszkami, dużo łez - w tym łez Ameriki - happy ending i jeszcze więcej łez. Meh!
W tej części mamy wszystko - niezdecydowaną Amerikę, której rozterki sercowe są na poziomie przedszkolnym, płaskiego byłego chłopaka, który i tak w końcu wybiera Lucy, Maxona, który jest jak miękka klucha, po prostu się toczy w tle... W zasadzie, jeśli ktoś oglądał kiedyś disneyowską, animowaną adaptację "Kopciuszka" - zauważy olbrzymie podobieństwo do tamtejszego księcia. Też takiej trochę kluchy. Szczytem było jednak dla mnie nieoczekiwanie zawieszenie broni między Ameriką a Celeste (której zresztą od początku kibicowałam, bo jako jedyna miała mocny rys), a potem wielka przyjaźń. Na pstryknięcie nieomal, bo zdjęcie w gazecie i wystąpienie naszej głównej niezdecydowanej w "Biuletynie" (czymś w rodzaju cotygodniowych wiadomości z obwieszczeniem wszystkiego od rządu i śledzeniem losów Eliminacji...) podnosi jej magicznie słupki, deklasując pozostałe 3 dziewczyny. Do tego dochodzi przyjaźń z rebeliantami z północy (aha), odkrycie przez Americę "spisku", co znaczy Gwiazda Polarna, jej imię, ilość buntowników z północy, etc, etc... a, i zapomniałam, Maxon robi z siebie chorągiewkę, "odkrywa" romans Ami z Aspenem (w końcu...) i wywala ją z pałacu, bo "złamała mu serce, ale mimo to wciąż ją kocha", a potem już mamy prawdziwy, happy ending. Meh, nawet teraz boli mnie żołądek od nadmiaru słodyczy w tym tomie.
Pomijając już tą nieszczęsną i mikrą fabułę, która kleiła się niczym zużyta guma mamba (i to nie błąd) i absurd wielu sytuacji, to seria "Rywalek" jest mocno niedopracowana. Postacie są zwyczajnie płaskie (dobrze, Amerika w końcu dorosła i nie zalewa się łzami co chwilę) i nie wnoszą wiele, a wątki poboczne są zarysowane tak słabo, że równie dobrze mogłoby ich nie być. Mam wrażenie, że Kiera Cass zwyczajnie liczyła na rozwinięcie wszystkiego, a wyszło odcinanie kuponów. Podejrzewam też, że za późno zorientowała się, że "Jedyna" to koniec podstawowej trylogii (przypominam, są jeszcze 3 książki należące do serii "Rywalek") i trzeba jakoś to sfinalizować. Wyszło... kiepsko. Przynajmniej jak o fabułę chodzi - którą i tak pomijam, bo tak źle zarysowanej nie widziałam już jakiś czas. Gdyby nie fakt, że to czytadełko wchłania się na jedno posiedzenie z kawą - zapewne bym porzuciła infantylność w kącik, grzecznie bym oddała książki i przeprosiła, że to nie dla mnie. Niestety, ale przez cały czas miałam wrażenie, że czytam dopiero szkic, zarys całkiem dobrze (sic!) zapowiadającej się serii, którą na siłę skrócono, wygładzono i sprzedano, bo tak. Intrygi pałacowe i wątek rebeliantów był tak naciągany, że tylko obserwować, kiedy by pękł niczym guma. A im bliżej końca tomu, tym więcej wydarzeń "na siłę" i upchniętych, by się stało wszystko. Jedyny plus? Uśmiercenie (w końcu) kilku postaci, choć też, miałam wrażenie, że to uśmiercenie było na siłę i z przymusu, a nie przemyślanie. Po fakcie - nie wiadomo co się stało ze zmarłymi, bo już był ślub ;) Czarna dziura przeskoku sprawiła, że zwątpiłam.
Podsumowując, to "Rywalki" nie są cyklem złym. Są... przeciętnym czytadełkiem, dobrym na jedno popołudnie - ot, przeczytać, odłożyć, zapomnieć. Nie rozumiem fenomenu z nimi związanego, nie pojmuję olbrzymiej sympatii dla bohaterów, którzy tak po prawdzie, zarysowani byli tylko ogólnikowo. No ale, ja nie jestem od zrozumienia tego fenomenu ;) Dość, że "Jedyna" to zakończenie przewidywalne i nie wnoszące wiele odmienności w nurt antyutopijnego young adult. Jeśli ktoś czytał poprzednie tomy - ten mu się pewnie spodoba, jeśli tamte również uznał za co najmniej dobre. Ale jeśli miał mieszane uczucia, i nie jest zdecydowany, by dociągnąć do końca farsę wyboru jedynej spośród 35, później 6 a na koniec 4 dziewcząt - nawet niech nie próbuje.
A ja? A ja zasiadam do innych książek, chwilowo odpoczywając od "Rywalek"... ;)
Kliknij, by wrócić do strony głównej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz