KiB w sieci

środa, 4 stycznia 2017

40. Siódmy syn - Orson Scott Card


Kocich łapek: 9
czytałam: 2 dni
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
stron: 272
wersja: papierowa/posiadam
wydanie: I (2016)

tytuł oryginalny: The Seventh Son. The Tales of Alvin Maker


  Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Prószyński i S-ka wznowiło cykl o Alvinie. Cieszę się nie tylko, że to proza sama w sobie ciekawie filozoficzna i dość specyficzna, pozbawiona smoków, magów i rycerzy - ale i dlatego, że Orsona Scotta Carda darzę swoistą, ale i bardzo dużą sympatią.
 Dlatego, gdy tylko trafiła mi się gratka i ta pozycja - nie zastanawiałam się długo, wiedząc, że jeśli mam żegnać stary rok - to tylko z czymś zacnym. Dlatego "Siódmy Syn" stał mi się pożegnalną lekturą 2016 roku...
 Tytułowy siódmy syn - to Alvin, syn Alvina. Od samego początku widać, że jest to dziecko niezwykłe, obdarzone wieloma darami - głównie zaś darem tworzenia i przeciwstawiania się tajemniczemu Nieprzyjacielowi. Poznajemy go już od najmłodszych lat, a w zasadzie od momentu narodzin, kiedy wóz jego rodziny utyka w nieoczekiwanie rwącej rzece. I gdyby nie pomoc pewnej małej dziewczynki, Alvin by się nie urodził... 
 Od najmłodszych lat obserwujemy, że bohater powieści wcale nie jest taki, jak inne dzieci. Wyróżnia go nie tylko pochodzenie, fakt, że jego ojciec przeciwstawia się kościołowi, że w rodzinie praktykuje się zwykłą i prostą magię i gusła... ale i fakt, że Alvin jest wrogiem wody. Dosłownie. Rzeka porwała jego brata, nie chciała pozwolić mu się urodzić... I potem też woda właśnie jest mu wrogiem i przeciwnikiem, czytając opowieści rodziny. Ale jednocześnie nasz bohater potrafi zrobić coś z niczego, bez problemu wykuje młyńskie koło czy splecie koszyczek z trawy. Nie ma jednak niczego za darmo - moc, jaką posługuje się młodzian ma swoją cenę...
 Card z właściwą sobie lekkością i zabawą wplata opowieść o niezwykłym dziecku w czasy i miejsce zwykłej rodziny, w okres kolonializmu. Bo właśnie w tym okresie rozgrywa się cała opowieść o Alvinie Stwórcy. Emigracji z Europy, Indianie czyhający na skalpy białych, za które francuskie wojska płacą wódką i karabinami... ziemia, wydarta Naturze siłą i podstępem. Pierwotne siły i lęk, zapach żywicy i ciężkiej pracy własnymi dłońmi miesza się z ludowymi bajaniami i wierzeniami, przyprowadzonymi jeszcze ze Starego Kontynentu, a co za tym idzie - zmieszanymi, pochodnymi ludzi i światów, które wcześniej nie zawsze się z sobą mieszały. Card bawi się formą, żongluje łatwymi i lekkimi słowami, na przemian z patetycznością i podniosłością wypowiedzi. Jednak w całokształcie czyta się bardzo dobrze, lekko i łatwo, bardzo przyjemnie. Akcja jest leniwa, nieśpieszna, wszystko ma swój rytm i czas - a jednak powieść wciąga jak ruchome piaski i ciężko jest się z niej otrząsnąć.
 W tym świecie, pierwotnym, prostym i wciąż dzikim, który dopiero jest ujarzmiany, pojawia się chłopiec, który jest swoistym "piątym żywiołem". Nieśpieszny cykl wyznaczany przez pory roku, życie i śmierć... zostaje zachwiane i pewne siły zrobią wszystko, by powrócił stary ład... choć może nie do końca taki stary i nie ład...? Na pewno w życiu Alvina juniora i jego rodziny pojawienie się tajemniczego Bajarza odmieni wiele, sprawi, że sprawy nabiorą nowego sensu, a przed siódmym synem otworzą się nowe drogi i sprawy, o jakich wcześniej nie miał pojęcia...
 No dobra, tyle o fabule, może nieco chaotycznie, ale jednak. A bohaterowie? Bohaterowie, jak zawsze u Carda, są pozornie tylko prości i zwykli, tacy, jakich możemy spotkać na ulicy. Ale to Card, więc tu nie ma niczego prostego i zwykłego, nawet w czasach kolonialnych, kiedy Ameryka dopiero zaczyna się kształtować, ale wciąż jest podzielona między europejskie mocarstwa i kaprysy. Postacie są proste, spracowane, zmęczone życiem, ale i mają swe cele i ambicje. Plejada charakterów, ich celów i kaprysów, oszałamia - a to tylko wstęp do większego cyklu wszak! Sam Bajarz jest postacią niesamowicie enigmatyczną, a jednocześnie frapującą i intrygującą. 
 Szczerze zachęcam wszystkich, by sięgnęli po tą pozycję. Pod lekkim płaszczykiem znajdziemy masę różnych problemów i sytuacji, z którymi musieli mierzyć się pierwsi osadnicy... poza tym, jest to świetna lektura dla osób, które kochają fantasy, ale mają dość niepokonanych magów i potężnych rycerzy. Tu magia jest bardziej pierwotna, bardziej nieoczywista, a skupienie się na zależnościach i relacjach międzyludzkich, a nie na walce i magi. ma swoje olbrzymie plusy.
 Szczerze polecam, jednakowo jako lekturę lekką, na koniec lub początek roku, lub też po prostu, jako przyjemny przerywnik między znacznie trudniejszymi pozycjami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz