KiB w sieci

czwartek, 5 stycznia 2017

41. Dobry wieczór we Wrocławiu


Kocich łapek: 6
czytałam: 1 dzień
wydawnictwo: Novae Res
cykl: -
stron: 344
wersja: papierowa/posiadam
wydanie: I (2016)

tytuł oryginalny: -


  Wyobraźcie sobie, że minęło dwadzieścia lat od zagłady nuklearnej. Wyobraźcie sobie, że na Wrocław, wasze rodzinne miasto, spada bomba neutronowa - w jej wyniku ginie większość ludzi, a ci, co przetrwali, kryją się pod ziemią, lub zamienili się w bestie, potwory, Innych. 
 Walka o przetrwanie jest brutalna, twarda i nie zostawia miejsca na litość, na uczucia. Zabijasz albo jesteś zabijany... 
 W takim świecie przychodzi nam się mierzyć, sięgając po pozycję "Dobry wieczór we Wrocławiu". Brutalnie, twardo, obco... postapokaliptycznie...
 Nie jestem jakąś super fanką postapokalipsy. Jasne! Serię "Mad Maxa" znam i wręcz uwielbiam. Zresztą, ja jestem jeszcze z "tego pokolenia", które takie filmy oglądało w przedszkolu/podstawówce i to byli dla nas bohaterowie na równi z Robocopem, Batmanem czy Darthem Vaderem ;) Doskonale znam i bardzo lubię serię gier komputerowych "Fallout" i nawet ostatnio sięgnęłam po własnoręcznie zrobioną "Naukę Colę" (fanom serii tego napoju przedstawiać nie trzeba, a jak ktoś ciekawy, klika w linka! Tak, lokuję zaprzyjaźniony blog). Ale żeby jakoś specjalnie zachwycać się wszelkimi tymi klimatami, radować się, że pojawiają się coraz to nowe tytuły literackie tego nurtu... to bym nie powiedziała. Choć, przyznaję, cykl "Metro" jest u mnie w planach ;) Ale do rzeczy.
 Gdy dostałam w swoje łapki "Dobry wieczór..." przez długą chwilę przyglądałam się... okładce. Tak, nie ukrywam, okładka mnie zachwyciła. bardzo prosta, prawie monochromatyczna - gdyby nie ta jasna, czerwona kropka. Poza tym zaskakujący format - prawie kieszonkowy. Ale oprawa twarda, pod skrzydełkiem przyjemna dla oka mapka kartograficzna z zaznaczonymi najistotniejszymi dla fabuły punktami. No to już był plusik. A potem zabrałam się za czytanie...
 Nie powiem, nie było lekko. ale dałam radę.
 Świat, jak wspominałam, dwadzieścia lat po wojnie. Spustoszenia na wielką skalę, większość ludzi nie żyje. ocaleni chowają się jak szczury, w kanałach. Starsi pamiętający świat po wojnie, próbują uczyć młodszych, urodzonych już po tragedii.  Świat jest brutalny, obcy, dziwny, a na dodatek, zewsząd czają się zagrożenia. W tym właśnie świecie żyje Michał, zwany Nożownikiem. To on jest głównym bohaterem książki, to jego zmagania obserwujemy - to, jak wyrusza w nieznany, obcy świat, jak walczy, jak zmaga się z codziennością. Na owianym złą sławą Rynku pojawia się tajemnicza, zagrażająca wszystkiemu i wszystkim siła, z którą należy się zmierzyć, a i w bezpiecznym, wydawać się mogło, schronie, nie jest wcale najbezpieczniej... Czy Nożownikowi uda się rozwikłać problem i ocalić życie tych, którzy są dla niego drużyną? Co czai się pod piękną fasadą nienaruszonego zębem czasu Ratusza? Dlaczego Inni robią co robią w kościele...? Czy kruchy spokój utrzymywany w pozornie bezpiecznych podziemiach przetrwa trudną próbę? Wiele pytań, na które odpowiedzi znajdziecie właśnie w tej pozycji. 
  Z fabularnego punktu widzenia w książce dzieje się bardzo, bardzo dużo, ale to dobrze. Nie ma czasu na oddech, jest akcja, jest szybkość, są walki, strzały, krew... Ale jest i wątek ckliwie romansidłowy, który autorowi wyszedł bardzo kiepsko (tak, mam na myśli jedną z końcowych scen z rozdzierającym chyba serce motywem krzyku "Nie" i zamykaną klapą. panie Pawlak - serio? Toż to jak udowadnianie, że na pianinie z Titanica mogła się zmieścić nie tylko wielka du...sza Rose, ale i chudziny Leosia ;) jako zabieg mający poruszyć żeńską cześć czytelniczą? Tragedia, pała, do kozy i odpokutować klęcząc na grochu i nie pisząc nigdy więcej podobnych wątków rodem z twórczości romansideł za złotówkę. Proszę. Bo tak, to nie było źle, bardzo dużo się działo, nawet momentami mało logiczne walki i strzelaniny się broniły szybkością. Ale no... proszę. Dobrze? Już pan więcej tak sobie w kolano nie strzeli? Dziękuję. Nie mówiąc o tym, że nawet ja, nieznająca specjalnie "Metra" nie czytałam, to miałam wrażenie, że spora inspiracja z tego cyklu idzie...
 No, a skoro już fabułę mniej więcej znieśliśmy, czas na bohaterów. Ci zaś są... przewidywalni. brakowało mi w nich jakiejś głębi, czegoś nieoczywistego. Wszyscy na jedno kopyto praktycznie, wszyscy podobni. Wyjątkiem był chyba tylko Młody, ale z racji pseudonimu.  Najbardziej drażnił mnie w sumie... Nożownik. Rambo, normalnie, czytając o nim, przed oczami stał mi Rambo. Tylko taki bardziej swojski, polski. Ale... No jasne, rozumiem, że umiejętność przetrwania i te sprawy, ale troszkę za dużo tego było w iście właśnie, rambowskim stylu. brakowało mi zachowania równowagi, postacie były za... przerysowane: te słabe, były słabe aż słabe, te mocne, mocne aż za mocne. Troszkę nie tak powinno być. Na szczęście, wszystkie te postacie wciąż się broniły jednym: akcja gnała w przód jak szalona, więc nie było czasu się zanadto rozwlekać nad tym i owym. 
 A i jeszcze jedno, co mi przeszkadzało wyraźnie. Słowo "stalker". Wciąż i wciąż się przewijało, a przecież można było je zastąpić choćby angielsko brzmiącym "surwiwalowcem" czy choćby "żyjącym". Bo "stalker", zgodnie ze słownikiem w języku angielskim oznacza prześladowcę, osobę śledzącą kogoś. W kulturze masowej pojęcie spopularyzowane zostało przez rosyjskich pisarzy fantastyki naukowej Arkadija i Borisa Strugackich w powieści Piknik na skraju drogi. Obecnie w kulturze masowej oznacza uzbrojonego i wytrenowanego poszukiwacza-awanturnika. Dobra, rozumiem, ale co za wiele, to zdrowe nie jest. Niestety, przejęte z "Metra" znaczenie zostało w końcu przerobione z negatywu na pozorny pozytyw. Nie jest to dobre. Ale, to moje zdanie.
 Reasumując, jak dla kogoś, kto z postapo zna się tylko z widzenia, i to głównie z tych najsłynniejszych elementów, nie było to spotkanie złe. Było nawet całkiem niezłe, inspirujące i  intrygujące. brakowało tu sporo, ale akcja gna w przód. Liczę więc na kolejne książki autora, w których pokaże swój kunszt, troszkę teraz przykryty nadmiarem pomysłów. Bo widać, że wie o czym pisze. Ale chciał napisać o wszystkim nieco za wiele. Za szybko. Ale... wszystko przed nami.
 Osobiście, polecam.

Za możliwość recenzji tej książki. dziękuję wydawnictwu Novae Res.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz