KiB w sieci

wtorek, 13 czerwca 2017

114.Psy z Rygi - Henning Mankell


Kocich łapek: 6
czytałam: 3 dni
tłumaczenie: Grażyna Ludvigsson
wydawnictwo: W.A.B.Edipresse Polska S.A.
wydanie: I 92016 (data przybliżona))
cykl: Komisarz Wallander (tom 2)
gatunek: kryminał
stron: 336
wersja: papierowa/pożyczona 
oprawa: twarda/matowa 
ISBN: 9788328034020
cena z okładki: 34,90 zł
tytuł oryginalny: Hundarna i Riga

 Ahhh, więc to jest ów słynny komisarz Wallander, którym wszyscy się tak zachwycają? Więc tak wygląda szwedzki kryminał! - dokładnie takie myśli mi towarzyszyły w chwili, gdy pożyczono mi "Psy z Rygi". Usiadłam więc do lektury z kubkiem herbaty, i... przyznaję się bez bicia. Miłośniczką specjalną kryminałów nie jestem, ale jeśli TAK mają wyglądać "mistrzowie szwedzkiego kryminału", to właśnie, w moim odczuciu, matka i ojciec kryminału w ogóle przewrócili się w grobach. 

 Luty 1991 roku. Komisarz Wallander i jego współpracownicy z policji w Ystad otrzymują informację o makabrycznym odkryciu na odludnej plaży. W wyrzuconym przez fale pontonie znajdują dwóch martwych, elegancko ubranych młodych mężczyzn. Obaj, jak się wkrótce okazuje, należeli do łotewskiej mafii. Banalna z pozoru sprawa gangsterskich porachunków prowadzi Wallandera na trop międzynarodowego spisku. W Rydze, stolicy od niedawna niepodległego kraju, tworzącego zalążki demokracji, a w rzeczywistości ogarniętego nadzorem policyjnym, Wallander musi zmierzyć się z potężnym i nieuchwytnym przeciwnikiem. Kilka razy otrze się o śmierć i tylko jego obsesyjne poczucie sprawiedliwości nie pozwoli mu cofnąć się przed zagrożeniem... Tyle jak o fabułę chodzi. I wybaczcie, że zwyczajnie skopiowałam opis, ale zwyczajnie, sama musiałam się kilka razy upewniać, że czytam właśnie o takiej a nie innej sytuacji, o takim a nie innym zagadnieniu kryminalnym! 

 Niestety. Henning Mankell, mimo tak upartego zachwalania, że jest świetnym pisarzem, nie zrobił na mnie wrażenia, jakiego by się oczekiwało po kimś jego reputacji i po tym, jak skandynawskie kryminały stały się popularne w Polsce. Początek wydawał się mi dość obiecujący - na zasadzie, że "już był w ogródku, już witał się z gąską...". Wprowadzenie dobre, styl interesujący, wątek kryminalny zapowiada się smakowicie. Jednak kolejne strony przynosiły mi tylko rozczarowanie i zaskoczenie. Oraz niedowierzanie. Że to ten słynny Mankell? Ale jak, dlaczego!? KIEDY!? Nie znalazłam tu niczego, co było mi obiecane.

 Dostajemy Rygę z 1991 roku, niedługo po uwolnieniu się z sowieckiego reżimu. Dobrze, nie czepiam się. Ale... kto sprawuje władzę nad miastem? Mamy dwóch pułkowników - którzy nie wiadomo jakimi pułkownikami są - milicja, policja, wojsko, kosmici?, a którzy sprawują władzę. Mhm. I tu trafia nam komisarz Wallander, który musi sobie radzić i lawirować między oboma. Kto jest sowietą, a kto jest prawdziwym obywatelem? Tu już wątek kryminalny mi zanika. Ale i tak najciekawszym motywem jest... przejechanie granicy niemieckiej, na niemieckim paszporcie, nie znając ani słówka po niemiecku. Panie Menkell, naprawdę? W którymś momencie po prostu się pogubiłam, bo nadmiar bzdur, absurdów i nonsensów można by obdzielić co najmniej kilka książek. Pomijam już nawet element miłosny - szkoda strzępić języka. A szkoda, bo zapowiadało się dobrze. A żeby było śmiesznej, to główny bohater okazuje się być zwyczajnie nieudacznikiem i pijaczyną. Smutne. Ale kompletnie mnie to nie kupiło, a wręcz zniechęciło.

 A bohaterowie? Pomijając już to, że główny bohater jest tak nielogiczny i tak pozbawiony ikry, że to aż boli, to reszta... Eh. jest bardzo kiepsko. Nie zachęcono mnie do poznania bohaterów, zrobiono z nich kiepskie postacie, które nie wnoszą nic. Są papierowe, płaskie i zupełnie mnie nie przekonują swoją obecnością w książce. Sam komisarz okazuje się być straszliwym gburem i postacią skonstruowaną bez polotu tak bardzo, że gdzieś w połowie po prostu przestałam na niego zwracać uwagę. Pozostałe postacie też nie wnoszą wiele w powieść, i po prostu szybko się zapomina, co kto robi. I jak się nazywa, jak wygląda... Zapychacze stron.

 Okładka też mnie nie powaliła. Niby jest, ale jednak... No nie. Nie bardzo. 

 Podsumowując, dziś smutno i przykro, "Psy z Rygi" to kryminał bardzo kiepskiej jakości i lotów, skutecznie zrażający do szwedzkich kryminałów w ogóle. Absolutnie nieprzekonująca akcja, postacie, które nie zapadają w pamięć... Panie Mankell, być może jesteś pan dobrym pisarzem, ale najbliższe pół roku spędzę z dala od skandynawskich kryminałów...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz