środa, 20 grudnia 2017

176. Poznaj Słowian - Igor D. Górewicz

Kocich łapek: 7
czytałam: 1 dzień
tłumaczenie: -
wydawnictwo: Triglav  
data wydania: 11 czerwca 2014
cykl: -
seria: -
kategoria: albumy
stron: 51
wersja: papierowa, posiadam
oprawa: twarda 
ISBN: 9788362586448
cena z okładki: -
tytuł oryginalny: -  


 Ostatnio modne stają się albumy poświęcone Słowianom. Publikacje mnożą się jak grzyby po deszczu - z jednej strony to dobrze, bo w końcu mamy w czym wybierać, a i przy okazji poznajemy naszą rodzimą historię. Z drugiej jednak strony trzeba mocno uważać, bo trafimy na uroczego potworka, który swą "mroczną turbolechickością" powali na kolana i wprowadzi nas w takie maliny, że tylko straż pożarna wytnie nam drogę... Jak sprawa ma się z "Poznaj Słowian" Igora D. Górewicza...? Cóóóóóóóóż...

 Gdy w moje łapki wpadł ten album, szczerze się ucieszyłam. Wróciłam bowiem do rekonstrukcji historycznej i wraz z grupką wspaniałych ludzi - przenoszę się w czasie, aż do X wieku (uwaga, lokowanie produktu w linku! ale szczerze polecam! <3). Wspólnie odtwarzamy historię Słowian Zachodnich, zwłaszcza bliskich mi terenowo, z Wielkich Moraw. I pewnie dlatego z taką radością wybrałam tą pozycję, niecierpliwie przebierałam łapkami, by ją mieć u siebie. Nie tylko dla mnie samej - myślę przyszłościowo, więc chcę też moje zainteresowania propagować wśród rodziny i znajomych, oraz ich potomstwa (moje, przyszłościowo, od małego będzie już wciągnięte w reko, więc...). No i dostałam. No i...

 Zachwyt wzbudziła twarda okładka. Sztywna. Ale rozczarowała objętość - na 51 stronach ma się zmieścić cała masa informacji o Słowianach? O ich różnych plemionach, sposobach życia!? JAK!? No nic. Spojrzałam więc w opis... "Album Poznaj Słowian autorstwa Igora D. Górewicza to pierwsze wydanie, które w przystępny sposób prezentuje kulturę dawnych Słowian w oparciu o prace odtwórców historycznych. Książka posiada nowatorską szatę graficzną na którą składa się wybór ponad 200 zdjęć wykonanych podczas wielu sesji zdjęciowych w skansenach na Wolinie, Torgelov, plenerach oraz w studiu. Kilkudziesięciu najwyższego poziomu odtwórców historycznych i rzemieślników z całej Polski, a także Niemiec i Białorusi zaprezentowało wytwory będące kopiami zabytków archeologicznych oraz przekrój przez różne dziedziny życia od pożywienia, mieszkania, grodów, higienę przez dzieci, handel najważniejsze rzemiosła, wojskowość po święta i zwyczaje pogrzebowe. " - i już miałam pierwszy zgrzyt. 

 No nic. Stwierdziłam, że co mi szkodzi. Zaczęłam przeglądać, czytać. Nie było specjalnie co czytać, nie ukrywam. W tym albumie tekstu co kot napłakał, więcej jest podpisów pod zdjęciami, niż jakiś wyjaśnień. Ogólniki, dość zresztą mało interesująco napisane, czcionką niedobraną do tła - zlewa się! Już pierwszy, większy teks o "słowiańskim rodzie" wywołał we mnie chęć popatrzenia na białą kartkę zapisaną białym tuszem. Byłoby o wiele wyraźniej. Później jest nieco tylko lepiej: szare litery na kolorowym, pozornie mocnym barwowo tle. Niby dobrze, ale w praktyce po prostu czytało się źle, oczy się męczyły mocno.

 Na plus - spora ilość fotografii. Tych jest akurat na tyle, żeby zainteresować czytelnika. Ale minusem jest koszmarny opis, kompletnie nie wyjaśniający wielu "tajemniczych" słówek. Zresztą, o opisach zaraz powiem, wrócę jeszcze do zdjęć. Ok, super, ja rozumiem - ponad 200 fotek wykorzystano tutaj, by pokazać, jak Słowianie mogli wyglądać, żyć i pracować. Super. Ale... ludzie złoci, od kiedy Słowianie nosili WSPÓŁCZESNE kolczyki? ;) od kiedy nosili współczesną biżuterię i robili pozy, których zazdrościć by mogła niejedna "dziubkująca" panna? Najwyraźniej - nosili. nie mówiąc już o tym, że widać, jak grafik nie przykładał uwagi do oświetlenia. Jedna postać oświetlona z przodu, druga z prawej? To nic, i tak dajmy je koło siebie! (mówię o parze w rozdziale poświęconym... strojom). Zostawmy jednak zdjęcia, które czasem nie bardzo dają się rozszyfrować w temacie "co autor miał na myśli". 

 Tekst... no, tekst to już inna bajka. Miałam wrażenie, że żadna korekta nie siadła i nie sprawdziła, czy po polskiemu napisano wszystko. "Deseczki tkackie, zwane BARDKO(...)" - to tylko jeden z wielu przykładów mało polskiego wyjaśniania, co i jak. Słowo to można odmienić. Ale co z tego, skoro w książce nie ma żadnego zdjęcia bardka? Za to mamy tabliczki do krajek. Inny przykład, opis pod zdjęciem "Dziewczynki bawiły się drewnianymi kukiełkami zwanymi >>łątki<<." - no kurcze, chyba też można było to słowo odmienić? A do tego może wyjaśnić, co to słówko znaczyło? Podłóg nie "wyściełano" drewnem, można było je "wyłożyć" raczej. Mam wciąż wrażenie, że chaos, jaki wkradł się w tekst, nie został opanowany w żaden sposób. Opisano pokrótce wszystko, bez zastanowienia i bez rozwijania. Brakuje ilustracji i wyjaśnień niektórych słów. Wiele z tego można by rozwinąć. Zdjęci znalezisk i ich rekonstrukcje traktuje się jako oczywistość, nie podając, skąd są. Gdyby nie fakt, że trochę tematem się interesuję, miałabym niezły mętlik w głowie! Śmiało uznałabym zapewne, że zausznice mogę nosić do spółki z koliami na dekolcie! Niestety, ta warstwa jest mocno zaniedbana.

 Całość nie jest zła, ale nadaje się dla laików. Osoba, która już w temacie się znajduje, która mniej więcej wie, co do czego - uśmiechnie się z politowaniem i pokręci głową. Znaczny przerost formy nad treścią. Brak wyjaśnień i ogólny chaos treści nie są "poznaniem" a raczej "wprowadzeniem", po którym trzeba poświęcić sporo, by zrozumieć, co i jak, a także nadrobić błędne rozumowanie, jakie wprowadziła ta pozycja. Nie mniej, nie jest tak źle. Ważne, że pojawiła się chęć wprowadzenia, zaznaczenia, że coś takiego istnieje, a bogata kultura i historia warte są poznania. Pozycja ta z pewnością będzie mi służyła jeszcze długo, jeśli będę chciała komuś opowiedzieć o mojej pasji, bez wchodzenia w dokładne szczegóły. 

 Ogólnie? Polecać polecam, pozycja dobra... dla laików. Osoby, które już trochę w temacie "siedzą" i wiedzą, co i jak... No cóż. Uśmiechną się z politowaniem i pójdą dalej. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz