czwartek, 1 grudnia 2016

23. Pan Milczącego Królestwa - Glen Charles Cook


Kocich łapek: 10 (z wykrzyknikiem! ;))
czytałam: 3 dni
wydawnictwo: Rebis
cykl: Delegatury nocy (tom 2) 
stron: 751
wersja: papierowa/posiadam 
wydanie: I (2008) 
tytuł oryginalny: Lord of the Silent Kingdom








 Kto mnie zna, i zna moje zamiłowania książkowe - nie zdziwi się chyba specjalnie, jak wezmę i oznajmię, że Glen Cook to mój mistrz mistrzów, geniusz pisarstwa, absolutny ukochany twórca, ulubieniec no i ołtarzyki mu stawiam za każdym razem, gdy tylko mam w dłoniach książkę jego autorstwa ;)
Co prawda, wydawnictwo Rebis - przykro mi to mówić - olało sprawę i nie wydało więcej, niż tylko trzy tomy tego absolutnie obłędnego cyklu, ale... nie ma co narzekać.
Prawda jest taka, że "Delegatury Nocy" są moim absolutnie faworyzowanym cyklem. Który polecam każdemu, kto szuka solidnej dawki wojskowej fantastyki, obłędnie sarkastycznych bohaterów, nieoczekiwanych zwrotów akcji i.... anioła stróża, który ma cokolwiek... dziwne zainteresowania do podszczypywania w pośladki i znikania w najmniej oczekiwanej chwili.
A fabuła? Gna jak szalona w tym tomie!
Piper Heht, znany kiedyś jako Else Tage, ukochany kapitan sha-lugów, elitarnych wojowników kaifatu - na zachodzie się zmienia. Bardzo. Jego kariera wojskowa nabiera rozpędu, staje się Wielkim Wodzem. Jest dostrzegany przez cały, cywilizowany świat jako ten, który ma siłę, by wznosić i obalać kolejnych władców. Kochają go żołnierze. Są mu ślepo posłuszni, i idą tam, gdzie on. Sam Patriarcha, Wzniosły - choć trwający w obłędzie, decyduje się wysłać go z szaloną misją wyplenienia herezji. Piper staje przed trudnym czasem, a dodatkowo sprawy się komplikują. Noc rośnie w siłę, lód pokrywa coraz większe tereny znanego świata. Delegatury widzą w Hehcie zagrożenie, postanawiają więc zgładzić Bogobójcę, jak coraz częściej określa się Naczelnego Wodza... Heht ma jednak anioła stróża, który nad nim czuwa i nie pozwala mu zginąć... szczęście? Szaleństwo? Czyżby Grade Docker miał cel w swych poczynaniach, którego nikt nie przewidział? A może ktoś zobaczył coś w kurzych wnętrznościach...?
Jednocześnie zaś świat, jaki został w powieści przedstawiony, ogarniają zmiany. Imperator Graala, Johannes Czarne Buty - nie żyje. Schedę po nim dziedziczy słabowity syn, Lothar. Czy da radę przetrwać wśród sępów, pragnących rozdziobać podle swej woli potężne imperium, które nie skłoniło się przed Miastem Ojczystym? 
Brat Świeca, Mistrz Doskonały, również nie ma łatwego żywota... A Gordimer Lew zostaje postawiony przed faktem dokonanym - został zdradzony? Sam zdradził...? Dlaczego sha-lugowie zostali skazani na zagładę, a Else Tage jest wrogiem numer jeden...? Delegatury Nocy sprzysięgły się, by każdemu z bohaterów obrzydzić życie nad wyraz mocno...
Glen Cook to autor, który w "Delegaturach Nocy", tym świetnym cyklu, wykreował świat niepokojąco podobny do naszego. Nie trzeba być biegłym w geografii, by Brothe, Connect, Clearenzę oraz masę innych lokacji - po prostu przyrównać do znanych nam, swojskich i europejskich miast. Również historia, jaka została opisana, nieco nawiązuje do znanego nam świata i naszej, znanej historii Europy... A mimo to, książkę czyta się wręcz jednym tchem. Akcja pędzi jak szalona, poznawanie świata przedstawionego wciąga od pierwszej strony. Wszystko jest dopracowane, przemyślane i zgrabnie się zazębia, intryga goni intrygę i nie wiadomo kiedy, sam czytelnik zostaje porwany w spiski i knowania. Choć niektórych może drażnić, że najbliższym postaci nie dzieje się nic złego (no przepraszam ja was, ale przy TAKIM aniele stróżu... to ja się nie dziwię!) - szybko przyjmujemy to jako coś oczywistego, ruszając wraz z Naczelnym Wodzem na kolejne misje. 
A same postacie? 
Jak to u Glena Cooka bywa - są dopracowane, plastyczne, rzeczywiste, mają sporo głębi... i potrafią fascynować, intrygować, szokować. Są sarkastyczne, cyniczne, doświadczone. Poznajemy bohaterów już ukształtowanych, ale wraz z nimi w trakcie wędrówki obserwujemy, jak się zmieniają, jak zmienia się ich charakter, sposób myślenia, zachowania... i choć czasem składany jest hołd oczywistości, albo też, po prostu i całkiem zwyczajnie, trochę "olewacko" autor podszedł do swoich charakterów, nie przeszkadza to specjalnie. Poza genialnym i chyba moim ulubionym trójkącikiem: Piper Hecht-Pinkus Ghort-Titus Consent - gdzie sarkazm, cynizm, czarny humor i absurd łączą się w mieszaninie wybuchowej (Ghort w barwnym stroju i wyfryzowanych włosach absolutnie mnie rozbawił) i obłędnie genialnej, został też tajemniczy i bardzo... hmmmm... krzepki staruszek, Cloven Luty. Ale o nim nie będę się rozwodziła więcej, jak tylko powiem: uwielbiam tego staruszka!
Podsumowując - Glen Cook to autor, który potrafi wprawić czytelnika w niemałe kompleksy odnośnie obserwacji świata. Zaskakuje, bawi, poucza, sprawia, że łaknie się więcej i więcej - to autor, którego się albo kocha, albo nie zna. Nie ma innej opcji ;)
Fantastycznie wykreowany świat, humor, błyskawicznie tocząca się i wartka akcja, elementy czarów i magii łączone z dość brutalnym zestawieniem prostego żołnierza, spiski, intrygi, miłość, pasja... Czego chcieć więcej? Poza Glenem Cookiem i kolejnymi książkami jego autorstwa...? ;)



 Kliknij, by wrócić do strony głównej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz