KiB w sieci

czwartek, 22 grudnia 2016

33. Gwiezdna Twierdza - Marek Pietrachowicz


Kocich łapek: 3
czytałam: 1 dzień
wydawnictwo: Psychoskok
cykl: -
stron: 180
wersja: pdf/posiadam
wydanie: I (2016)

tytuł oryginalny: -


  Raiana wróciła! Cieszycie się?
 Ja, mówiąc szczerze, podeszłam do pozycji jak pies do jeża. Z jednej strony ciekawiło mnie, czy warsztat pana Marka Pietrachowicza się poprawił, czy wyciągnął wnioski i zmienił w jakikolwiek sposób wszystko, czy... nadal tkwimy w tym samym miejscu.
 Rozczarowanie przyszło błyskawicznie jak celnie rzucona cegła. Mówię to z niejakim żalem i rozczarowaniem, bo bardzo liczyłam na to, że jednak coś się poprawi. A dostałam ciąg dalszy czegoś, co kompletnie mi nie przypadło do gustu...
 Niestety, ale taka prawda. "Gwiezdna Twierdza" słabością nie wiele odstaje od "Mądrości wiedźmy". I jak w pierwszej części jeszcze można było przymykać oczy na wiele niedociągnięć i nielogicznych wstawek, tak tu już od pierwszych stron chciałam iść po mikser i wydłubać nim sobie oczy. 
 Panie Marku jak tak można, czytelnika...?
 Krótko i na temat, jak o fabułę chodzi: Raiana jest już mężatką, władczynią klanu, i niedługo urodzi pierwsze dziecko. Majątek jednak został roztrwoniony na weselu (nawet niewolnikom się oberwało bogactwem! Ot, ciekawostka!), bieda aż piszczy, a tu idzie zima. Król dopomina się o swój udział, pożyczkodawcy na wesele upominają się o zwrot swojego wkładu (który, przypominam, lekką ręką roztrwoniono, bo przecież, wedle autora, to tak trzeba i w dobrym tonie [sic!] jest takie zachowanie!). Mąż Raiany udaje się więc walczyć o swoje, a w międzyczasie wojenna zawierucha dociera aż do Cormaen, i wiedźma zostaje z mężem rozdzielona. I. znów rusza w świat! Korzystając z pomocy zjaw z Zaświatów (to też było naciągane jak gumka od majtek, nie ukrywajmy), rusza, by odkrywać "tajemnicze, ponure tajemnice", które chowają się w cieniu jej wrogów... No i oczywiście, przypadkiem i po drodze, musi uratować świat. I wydać na niego potomka!
 Niestety, mówcie co chcecie, ale mi się pozycja nie podobała. Czytadło czytadłem, ale zwyczajnie, męczyłam się przy absurdach, przy skakaniu fabuły jak na skakance i braku logiki. Już na początku, motyw z informacją, że na weselu cały majątek władcy został roztrwoniony na podarki... sprawił, że odłożyłam moje Maleństwo (czytnik e-booków), zamrugałam i głośno zapytałam, co ja czytam. Potem przeczytałam to jeszcze raz — bo nie wierzyłam. Żeby było śmieszniej, w którymś momencie, na początku, pada stwierdzenie, że Raiana jest bardzo wykształcona, więc uważa ustne przekazy za nic niewarte i zamierza spisywać wszystko... na płótnie. Tak. Dobrze czytacie. Spisujemy wszystko na płótnie, bo skóry, pergaminy i jedwab są zbyt mainstreamowi chyba. Co gorsza, Raiana gasi świecę, która jest kosztowna... i dalej pisze! Też, co mnie uderzyło wyraźnie, dzieci bawią się w sali tronowej — ok, nic niezwykłego pewnie... gdyby nie fakt, że jedno z dzieci zaczyna... obgryzać drewniany podłokietnik! No na litość boską! Naprawdę!? Drewno!? Niestety, takich sytuacji w tej opowieści — bo ciężko to nazwać książką — jest znacznie więcej...
 Akcja rwie w przód, ale jest urywana przy okazji. Niby jedno się dzieje, ale ogólnikowo, zaraz drugie... Na pstryknięcie w zasadzie ma się dziać wsio. Brrr!
 Postacie... postacie też kompletnie nie zachwycają. Nie jest ich wiele, ale nie zapadają kompletnie w pamięć. Młoda Raiana ma mądrość iście staruszki, co kłóci się z faktem, że to ledwie. Osiemnastolatka! Bardziej mnie w sumie drażniły, niż zachwycały. I podobnie, jak w przypadku "Mądrości..." i tu też, nie mam najlepszej opinii, dlatego nie będę się powielać.
 W całokształcie? Pozycja ta ma szansę na naprawę, jeśli napisze się wszystko od nowa. Bez dziwnych i często niezrozumiałych z logicznego punktu widzenia sytuacji i działań, wydarzeń... "Gwiezdna Twierdza" ma sporą szansę być ciekawym punktem w polskiej literaturze fantasy, ale. Warunkiem jest ciężka praca nad poprawkami logicznymi. Mimo sporej ilości pozytywnych opinii — ja jestem mocno nieprzekonana, bo po prostu — lubię, gdy wszystko jest jasne i logiczne, a nie naciągane i pozbawione sensu... no i nie lubię, gdy nastolatki wydają się mądrzejsze od najstarszych górali ;) Pan Marek, jak zdołałam w międzyczasie sobie o nim nieco poczytać, zajmuje się psychologią i ma swój własny gabinet poradnictwa o nazwie "Strefa Zrozumienia" - powinien zaś, zanim zasiądzie do pisania o średniowieczu, najpierw nieco o nim poczytać, co piszę z przykrością. Bo wciskanie na siłę współczesnej psychologii w powieść mocno ją zdominowało i zrobiło z niej coś, co ciężko uznać za dobry pomysł... 
 Z przykrością zatem stwierdzam: "Gwiezdna Twierdza" to niestety, pozycja, do której nie wrócę z przyjemnością. A za jakiś czas zupełnie zapomnę, co w niej było... 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Psychoskok.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz