środa, 14 grudnia 2016

Shah - "Stary Dziad"

Mamy środę, więc wraz z nią kolejną publikację od Shah, która zaskakuje nas znowu, gdyż dzisiaj, zamiast poezji, prezentuje miniaturkę opowiadania. Na początek kilka słów wstępu od niej samej:



"Wszystko zaczęło się od tego fragmentu: 
nie za siedmioma górami
bo tylu świat wtedy nie widział
siedmiu rzek też nie było
po jednej tylko stary dziad pływał


Pomyślałam: "Hej, napisz w końcu jakieś krótkie opowiadanie!". I napisałam, pierwsze w życiu, pisane w środku bardzo dziwnej nocy. Mam nadzieję, że się spodoba."


I zapraszamy do czytania po kliknięciu poniżej. 


 Nie działo się to za siedmioma górami, bo gór świat wtedy jeszcze nie miał. Siedmiu rzek też nie było. Ani dolin, ani lasów. Świat w ogóle był bardzo mały. Nie miał w sobie miejsca nawet na jakikolwiek porządek, mieścił się w nim tylko wszechobecny chaos. Ten to wszędzie potrafił się wcisnąć, czy to między stare księgi, przybierając formę grubej warstwy kurzu, czy to upychał się w licznych słoiczkach z suszonymi ziołami, przesiąkając ich aromatem.
W tym nieporządku stary Dziad odnajdował się wyjątkowo porządnie. Na szarej warstwie brudu zapisywał swoje myśli. O tym, jak gwiazdy wędrują po niebie, o wzroście roślin i latających stworzeniach. Czasami także notował, co powinien zrobić danego dnia. Niestety, zawsze, nim zdążył sobie przypomnieć, że zapisał coś ważnego, kolejna warstwa pyłku zasłoniła jego słowa. Bardzo się wtedy denerwował i wyklinał w duszy sam na siebie, po czym ostrożnie i dokładnie kreślił palcem przypomnienie o porządkach. Odkładał to na kolejny poranek, od tych nieprzyjemnych obowiązków odciągał go orzeźwiający zapach mięty i anyżu.
Chociaż chatka starego Dziada była stanowczo za mała, to i tak zajmowała pół ówczesnego lądu. Dziad wiedział, że lada dzień, a drewniane ściany mogą runąć. Wzdychał wtedy ciężko i wychodził przez skrzypiące drzwi do przydomowego zielnego ogródka, który zajmował pozostałą część świata. Pełno było w nim przeróżnych roślin, których Dziad jeszcze nie ponazywał. Tak naprawdę nie miał już gdzie ich trzymać. Wszystkie słoiczki na wszystkich półkach były pełne ziół i nieporządku, nie pamiętał od kiedy. Wiedział tylko, że było to dawno temu. Wiedział także, kiedy nadszedł ten czas, że zaczął wyrzucać świeżo ususzone zioła do rzeki.
Przez ten mały świat przepływała wielka rzeka. Stary Dziad nazywał ją nie inaczej, jak po prostu Wielką Rzeką. Wiele razy próbował dopłynąć na jej kraniec, ale siły nie pozwalały mu na tak długie wiosłowanie. Nigdy nie zobaczył utęsknionego wodospadu, w który mógłby wpłynąć i spaść. Stary Dziad był bardzo samotnym człowiekiem. Gdyby tylko wiedział, że za każdym razem, kiedy poddawał się w swoich wyprawach, to kraniec rzeki był blisko… Tak blisko, że gdyby tylko nieco bardziej wytężył zmęczony słuch, usłyszałby wodę i zioła spadające z niemym hukiem w ciemną nicość.

Deszcz delikatnie omywał z łez wyciągniętą ku ciemnemu niebu twarz. Zupełnie, jakby jego krople mogły zmyć całą pustkę i samotność. Dokładnie liczył, ile lat minęło od tamtego dnia. Niebo wtedy było błękitne i nic nie zapowiadało, że w jego głowę wedrze się czarna burza.
Młody człowiek westchnął cicho. Jego usta wygięły się w lekki łuk uśmiechu. Z policzków spadły mu ciężkie krople. Czuł, jakby w tym deszczu kryła się jakaś lecznicza moc. Przez moment nawet do nosa wpełzł mu nienachalny zapach anyżu i mięty. 



Kliknij, aby wrócić do strony głównej

 

 



1 komentarz:

  1. Coś mi stary Dziad przypomina... tekst intrygujący! Pracuj nad swoim stylem, jesteś na dobrej drodze, powodzenia w pisaniu!

    OdpowiedzUsuń